Archiwum Polityki

Mega z archipelagu

Stanowimy dobraną parę: ja prawie nic nie widzę, a ona prawie nic nie mówi. Tak prezydent Wahid komentował wstrzemięźliwość swojej wiceprezydent w wyrażaniu myśli i uczuć. Wkrótce naród obalił schorowanego Wahida i to ona została prezydentem. Znów zamieszkała w pałacu, z którego ją wygnano, gdy miała 18 lat.

Naród obalił Wahida, jak wcześniej obalił Suharto (1998) i Habibiego (1999), następcę wyznaczonego przez Suharto. Po Wahidzie w 2001 r. przyszła Megawati Sukarnoputri – Ibu Mega, Matka Mega, jak ją z nadzieją nazwał naród. Naród poczuł swoją siłę – i w tworzeniu, i w obalaniu – i w styczniu znów wyszedł na ulice, tym razem dać nauczkę pani prezydent, za zapowiedzianą podwyżkę cen elektryczności, wody, benzyny i telefonów. Podwyżki szybko odwołano.

To pokazuje, jak wąski jest margines błędu i jak cienka lina, po której musi się dziś poruszać przywódca tego niezwykłego kraju. Państwa 220 mln obywateli i 17 tys. wysp rozciągniętych na 5 tys. km (czyli jak z Paryża do Bagdadu). A do tego pięciuset grup etnicznych, trzystu dialektów, czterech przenikających się religii i – całkiem od niedawna – ponad dwustu partii politycznych. Indonezja z trudem wychodzi z ciężkiej zapaści gospodarczej, rozsadzana separatyzmami i konfliktami etnicznymi, a jednocześnie – po latach opresji – zaznaje swobody myśli i działań (co dodatkowo komplikuje sytuację i wyostrza konflikty).

W marcu z kolei na ulice wyszli przeciwnicy wojny w Iraku. Muzułmańska w olbrzymiej większości Indonezja szła ostrożnym kursem: przeciwko Saddamowi, ale bezwzględnie za mandatem Rady Bezpieczeństwa upoważniającym do działań wojennych. Teraz podąża jeszcze ostrożniej, bo potrzebuje dobrych stosunków z Ameryką, żeby przyciągać inwestorów i dobrze żyć z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (konwersja długów). Po ubiegłorocznym zamachu na Bali, w którym zginęły 202 osoby, Dżakarta znalazła się pod dodatkową presją Waszyngtonu, aby skuteczniej zwalczała terroryzm i przecinała międzynarodowe powiązania fundamentalistów. Z kolei własna opinia publiczna, zwłaszcza muzułmańska, od początku była zdecydowanie przeciw wojnie, a teraz z wielką rezerwą obserwuje poczynania Amerykanów w zdobytym Iraku.

Polityka 17.2003 (2398) z dnia 26.04.2003; Świat; s. 44
Reklama