Archiwum Polityki

Megaproblem

Stało się! Język polski przekroczył kolejną barierę wielkości. Po wszystkich „super” i „hiper”, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić, nadeszła pora na przedrostek „mega”. Do narodzin nowej mody zapewne przyczynili się specjaliści od reklamy. Dla nich pożądany jest każdy wyraz, który pozwala wyróżnić jakiś produkt czy przedsięwzięcie na tle konkurencji (większy, lepszy itp.). Stąd megapromocja, megawyprzedaż i elektromegamarket. O megafajnym chłopaku rozmawiają już dziewczyny w tramwaju. Nowa moda upowszechniła się też w gazetach. Megagwiazdy udzielają kolorowej prasie megawywiadów, a w jednym z ostatnich numerów tygodnika „Newsweek” możemy przeczytać artykuł o „megaplanach megaprezesa PZU, który chce stworzyć megafirmę finansową”.

Co będzie dalej? Z matematycznego punktu widzenia kolejny po „mega” (odpowiednik miliona) powinien być przedrostek „giga” (miliard). A ten już jest reklamowo spalony, chociażby przez ograne słówko „gigantyczny”. Następny w kolejce przedrostek to „tera” (bilion), ale terawyprzedaż brzmi fatalnie. Petawyprzedaż jeszcze gorzej. A przecież kiedyś trzeba będzie wymyślić większego i lepszego następcę dla „megapromocji”. No i mamy megaproblem.

Polityka 17.2003 (2398) z dnia 26.04.2003; Fusy plusy i minusy; s. 94
Reklama