Sąd Dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku odmówił wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec toruńskiego sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego. Przypomnijmy, w listopadzie 2000 r. minister sprawiedliwości Lech Kaczyński, po publikacji w „Rzeczpospolitej”, zarzucił Wielkanowskiemu, że utrzymywał kontakty z szefem toruńskiego gangu Edwardem Ś., pseudonim Tato, nie wyłączył się z orzekania w sprawie, w której oskarżonymi byli wspólnicy Taty, zasądził wyroki mniejsze od tych, jakich zażądał prokurator, a kilka miesięcy po procesie w niejasnych okolicznościach stał się właścicielem luksusowego auta. Wielkanowski twierdził, że cała sprawa jest inspirowana przez UOP w odwecie za nagłośnienie sprawy inwigilacji sędziów w Toruniu przez funkcjonariuszy tego urzędu. Odwołano go ze stanowiska przewodniczącego wydziału karnego i zawieszono w czynnościach.
Rzecznik dyscyplinarny korzystając z materiałów zgromadzonych w toku postępowania przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku oddalił wszystkie zarzuty. Stwierdził, że Wielkanowski utrzymywał sporadyczne kontakty towarzyskie z Edwardem Ś. do 1993 r., kiedy Tato był jeszcze szanowanym biznesmenem. Znajomość została przerwana, kiedy do sądu wpłynęła sprawa skarbowa przeciwko Ś. Rzecznik uznał też, że uszkodzony w wypadku Mercedes sprowadzony na zamówienie Wielkanowskiego z Francji został nabyty legalnie przez żonę sędziego i nie był prezentem od przestępców. Oznacza to, że Zbigniew Wielkanowski może powrócić do pracy w sądzie. – Błoto, którym mnie obrzucono, nie zmywa się łatwo – mówi Wielkanowski. – Będę domagał się ukarania tych, którzy mnie spotwarzyli.