Polska prapremiera „Podróży do Reims” Gioacchina Rossiniego w Operze Narodowej jako pierwsza od dawna nie wzbudziła rozbieżności zdań ani wśród krytyków, ani wśród publiczności. Wszyscy są zgodni: to prawdziwe wydarzenie sezonu. Przeciwników konserwatyzmu w teatrze operowym satysfakcjonuje uwspółcześnieniem akcji (reżyser Tomasz Konina przeniósł ją z pensjonatu we francuskim uzdrowisku na dzisiejszy dworzec kolejowy), a wrogów eksperymentu – realizmem, z wyjątkiem surrealistycznego finału (z wizją Rafała Olbińskiego ? la Magritte w tle). Melomanów zaś zachwyca poziomem osiągniętym nie tylko dzięki fantastycznej pracy najwybitniejszego specjalisty od twórczości Rossiniego, dyrygenta i muzykologa włoskiego Alberta Zeddy, ale i dzięki talentom kilkunastu śpiewaków różnych pokoleń, z rewelacyjną Ewą Podleś na czele. Dwóch tenorów przybyło ze świata (Rockwell Blake z USA i José Manuel Zapata z Hiszpanii), reszta solistów jednak świadczy o znakomitym poziomie polskiej młodzieży wokalnej. Treść dzieła ma ponadto dla nas urok aktualności: międzynarodowe towarzystwo czeka na wspólną podróż, po której wiele się spodziewa. Ta podróż odbędzie się jednak tylko wirtualnie – poprzez wokalne autoprezentacje przedstawicieli poszczególnych nacji. Wszyscy są razem, lecz każdy zachowuje indywidualność. Tak jak ma być we wspólnej Europie.
(DS)
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe