Archiwum Polityki

Białoruś (i Kuba) – kogo karać, komu pomagać

Stosunków polsko-białoruskich od dawna nie można nazwać wzorowymi, ale nigdy nie były tak paskudne. Prezydent Łukaszenko zarzucił Polsce próbę destabilizacji białoruskiego państwa, a reżimowa telewizja mówi o zamiarach odłączenia Grodzieńszczyzny i wywołania polsko-białoruskiej wojny etnicznej, takiej jak w Kosowie.

Z Mińska wydalono polskiego dyplomatę, a białoruskiego z Warszawy. Zakazem wjazdu do Polski objęto białoruskich urzędników wysokiego szczebla. (Na tej liście jest też były prezes Związku Polaków, sprzyjający reżimowi Łukaszenki). Po drodze, niezależnie od konfliktu wokół Związku, wydalono z Polski pracownika ambasady Białorusi, któremu służby specjalne udowodniły działania odległe od dyplomacji. Jest coraz gorzej, a światełka w tunelu nie widać.

Niestety, w odróżnieniu od innych państw Unii nie możemy zerwać współpracy z Mińskiem. Mamy wspólną granicę i problemy: celne, ochrony środowiska, transportu, bezpieczeństwa i ochrony granic. Mamy wreszcie polską mniejszość na Białorusi i białoruską w Polsce. Musimy rozmawiać, nie możemy wprowadzać sankcji, przez które ucierpiałoby białoruskie społeczeństwo czy nasza mniejszość. Zresztą sankcje, ograniczanie kontaktów ekonomicznych, kulturalnych, sportowych, turystycznych czy handlu przygranicznego, z pewnością nie służą demokratyzowaniu; rodzą ksenofobię, gorycz i poczucie odrzucenia. (Na marginesie: podobnie jest z sankcjami wobec Kuby, gdzie otworzyliśmy właśnie drugi front walki; cierpią na tym głównie zwykli ludzie, a reżim zawsze się wyżywi).

Co innego – wspieranie ośrodków opozycyjnych. Ideę uruchomienia w Polsce radia Wolna Białoruś, do której powrócili posłowie podczas debaty sejmowej, lepiej byłoby urzeczywistnić wspólnie z sąsiadami – Ukrainą i Litwą.

Polityka 21.2005 (2505) z dnia 28.05.2005; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 18
Reklama