Tłumacz jest ambasadorem pisarza. Najwierniejszym i najuważniejszym czytelnikiem – mówił Ryszard Kapuściński na pierwszym Kongresie Tłumaczy Literatury Polskiej, zorganizowanym przez Instytut Książki, na który przyjechało do Krakowa prawie dwustu tłumaczy z całego świata. Andrzej Nowakowski, szef krakowskiego Instytutu, który zajmuje się promowaniem polskiej literatury za granicą, uważa, że dziś trzeba mówić – tłumacz i jego pisarz.
Tłumacz najpierw musi się zachwycić książką. Przetłumaczyć ją, co według Andersa Bodegarda (na szwedzki przełożył m.in. całego Gombrowicza i twierdzi, że to najtrudniejszy pisarz dla tłumacza) oznacza bycie brutalnym wobec tekstu, rozbicie go na cząstki elementarne, by potem móc go na nowo skleić w całość. Ale to tylko połowa pracy tłumacza, który swoim zachwytem i wiarą, że książka spodoba się czytelnikom, musi jeszcze zarazić wydawcę. Nie jest to proste w przypadku literatury języka o tak małym zasięgu jak polski.
Anders Bodegard wspominał, że kiedy przed Noblem próbował namówić wydawców w Szwecji na druk wierszy Wisławy Szymborskiej, odchodził z kwitkiem. Udało mu się wydać Szymborską w 1989 r. tuż przed Noblem. Sytuacja zmieniła się oczywiście, kiedy autorka „Chwili” dostała najważniejszą nagrodę w dziedzinie literatury. Dziś jest w Szwecji bardzo popularna. Każdy wie, jak wygląda. Jej tomiki sprzedają się na pniu. Racjonalni Szwedzi odnajdują w nich metafizykę, w której Bóg nie jest konieczny. Bodegard dodaje, że w Szwecji sytuacja polskiej literatury jest lepsza niż innych literatur z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, ponieważ prężnie działa grupa tłumaczy (większość to jego dawni studenci) rozmiłowana w polskich książkach.