Piątek 13 czerwca Leszek Miller junior spędził przed telewizorem. Obserwował sejmową batalię swego ojca o utrzymanie fotela premiera. Odetchnął z ulgą, gdy podano wyniki głosowania w Sejmie. Chociaż dla niego może lepiej by było, gdyby Miller nie był już szefem rządu. Może wtedy Junior mógłby wreszcie zostać osobą prywatną.
Gdy działacze SLD rozmawiają o Leszku Millerze juniorze, nie używają nazwiska. Mówią: Junior, Młody, On. Choć Miller junior związany jest z ich środowiskiem od lat (sam nie należy jednak do SLD), niewiele o nim wiedzą. – Kanclerz trzyma go trochę z boku. Z jednej strony Junior bywa na imprezach SLD, z drugiej – nie jest w bliskich stosunkach z nikim z Sojuszu – mówi działacz SLD, rówieśnik Millera juniora. Leszek Miller wciąż opowiada mediom o swojej wnuczce Monice, ale o synu jedynaku prawie nie wspomina.
Edward Kuczera, skarbnik SLD, jeden z najbliższych współpracowników premiera Millera w partii, jest jedną z niewielu osób, które w ogóle godzą się na temat Juniora rozmawiać. Ale i on niewiele może o nim powiedzieć: – Zdolny, rzutki, towarzysko atrakcyjny – bez kompleksów i bez skrępowania. Dobrze wpisał się w swoje czasy. Nie trzyma się stanowisk urzędniczych, chce coś robić na własną rękę.
Junior jest uważany za tubę nasłuchową premiera Millera. Ma mu powtarzać plotki zasłyszane na warszawskich i okolicznych salonach. A ojciec potem tylko te plotki weryfikuje. – Ci, którzy nie wiedzą o tym nasłuchu, podziwiają premiera za przenikliwość. Ale są też tacy, którzy doskonale zdają sobie z tego sprawę i nauczyli się ten kanał informacyjny wykorzystywać.