Przez długie lata wszystko było jasne – Amerykę i Europę łączył strach przed Związkiem Radzieckim. Czy brak takiego zagrożenia sprawia, że drogi Europy i Ameryki mogą się definitywnie rozejść?
Można mieć tylko nadzieję, że arogancja Ameryki w polityce międzynarodowej, która daje się zaobserwować w ostatnich miesiącach, sprawi, iż politycy Starego Kontynentu dostrzegą potrzebę stworzenia wspólnej europejskiej polityki zagranicznej. Polityki, która nie będzie sprowadzać się tylko do jednorazowych decyzji wobec poczynań Waszyngtonu, ale będzie spójnym i jasnym stanowiskiem zjednoczonej Europy.
Przed ostatnią podróżą Busha po Europie Condoleezza Rice miała powiedzieć, że sprzeciw wobec wojny w Iraku zostanie „wybaczony Rosji, Niemcy zostaną zignorowane, a Francja ukarana”. Ta lapidarna wypowiedź doradczyni Busha pokazuje stosunek Białego Domu do europejskich stolic: obecna administracja nie przyjmuje do wiadomości, że Francja i Niemcy mogły – i miały prawo – zająć inne stanowisko w kwestii irackiej. Natomiast Waszyngton odebrał to jako akt nieposłuszeństwa.
Dlatego nie dziwi mnie opór Francji i Niemiec wobec amerykańskiej arogancji. Także pozostałe państwa UE powinny stanąć po ich stronie. Mam nadzieję, że Polska nie pozwoli się omamić czarowi waszyngtońskiej retoryki. Że będzie współpracować razem z innymi krajami europejskimi na rzecz rozwijania i wzmacniania wspólnych europejskich projektów dotyczących przyszłości świata – projektów, które będą się sprzeciwiać hegemonii USA. Przecież polityka Waszyngtonu prowadzi do odwracania się starych i naturalnych sojuszników Ameryki.