„Zlecenie Jansona” – wydana niedawno w Polsce powieść Roberta Ludluma – frapuje nie tyle wartką akcją, ile okładką, gdzie nad nazwiskiem autora umieszczono informację, że jest to „najnowszy bestseller”. Z tyłu okładki mamy z kolei notę o autorze. Dowiadujemy się z niej, że jest on, owszem, „niedościgłym i niezrównanym mistrzem powieści sensacyjnej”, że „napisał 25 powieści”, a także i to, że od „2001 roku popularność mistrza najciekawszych powieści świata przeżywa w Polsce wielki renesans”. Niby to wszystko prawda, tyle że wydawca (wydawnictwo Amber) zapomniał poinformować o takiej oto subtelności, że Robert Ludlum nie żyje od ponad 2 lat, a ostatnie książki – w tym „Zlecenie Jansona” – są wygrzebane z pozostawionych papierów przez spadkobierców i redaktorów. Śmierć pisarza to ostatecznie szczegół, nie ma co o nim pisać, bo wieść, że książka została skądś tam wygrzebana jeszcze, nie daj Boże, obniży jej atrakcyjność rynkową. Już lepiej wspomnieć, że „najnowszy bestseller (...) został uznany za najlepszy conspiracy thriller od czasów »Tożsamości Bourne’a«”, co niedwuznacznie wskazuje, że forma pisarza ciągle zwyżkuje i mamy prawo oczekiwać kolejnych literackich fajerwerków.
Ale może jest inaczej: wieści o śmierci Ludluma są mocno przesadzone, w ukryciu tłucze on kolejne powieści, co przecież w pogmatwanym świecie thrillerów spiskowych jest przecież możliwe.