Andrzej Bartkowiak, wybitny polski operator zadomowiony od 30 lat w Hollywood, niedawno dał się również poznać jako obiecujący reżyser kina sensacyjnego. „Romeo musi umrzeć” oraz „Mroczna dzielnica” – kameralne kryminały z dynamiczną akcją i gęstą, krwawą atmosferą – zebrały dobre recenzje, dając mu przepustkę do większych produkcji. Istotnie, budżet „Od kołyski aż po grób” , trzeciego filmu wyreżyserowanego w fabryce snów przez Polaka, musiał być – jak na tego typu przedsięwzięcie – spory, co widać na ekranie, zwłaszcza w scenach samochodowych gonitw, walk w stylu kung-fu i scenie napadu na giełdę kamieni wartościowych otwierającej film. Niestety, ilość nie przechodzi tu w jakość. Fabuła „Od kołyski aż po grób” pozbawiona jest elementarnej choćby logiki, o czym można się przekonać już na wstępie. Oto doskonale zorganizowana grupa przestępców wdziera się do pilnie strzeżonego banku z klejnotami w celu wykradzenia najcenniejszych – czarnych diamentów. Po udanym skoku natychmiast zapominają o ich wartości i jak dzieci biegną do pasera dowiedzieć się, ile są warte. Im dalej, tym więcej bredni, rzecz się kończy wykryciem spisku nuklearnego, zagrażającego bezpieczeństwu świata. Szczerze odradzam.
(JAW)
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe