Arystoteles w jednej ze swych ksiąg opisał anegdotę o Heraklicie, którego odwiedziło dwóch obcych, ale wahali się podejść bliżej do jego ogniska. Poprosił, by się nie obawiali, bo przecież tu, w ogniu, także są bogowie. Sacrum przenika cały grecki świat, a bliskość bóstwa jest niemal namacalna.
Religia grecka nie znała dogmatów, świętej księgi, kasty kapłańskiej ani grzechu pierworodnego. Bogowie nie budzili ślepego przerażenia, przeciwnie, oswajali świat. Spór o to, czym były mity, trwa do dziś: alegorią, projekcją zbiorowej podświadomości, zbeletryzowaną historią podbojów czy opowieścią o wypieraniu matriarchalnego kultu Wielkiej Bogini przez patriarchalną religię najeźdźców? Nie trzeba znać odpowiedzi na to pytanie, aby odczuć piękno mitu. Trzeba jednak porzucić dwuwartościową logikę i linearny czas, spróbować pozbyć się bagażu współczesnej cywilizacji i racjonalizmu, odnaleźć w sobie pierwotny podziw i lęk przed naturą.
Polityka
27.2003
(2408) z dnia 05.07.2003;
s. 76