Archiwum Polityki

Bolszoj hałas

Sprawa bojkotu artystów moskiewskiego Teatru Bolszoj urosła do rangi polsko-rosyjskiego konfliktu. Politycy, socjologowie i twórcy komentują zdarzenie. Tymczasem bojkotu nie było.

Awantura zaczęła się 10 maja rano, kiedy do Radia Olsztyn dotarł faks z Podlaskiej Agencji Koncertowej w Białymstoku, organizatora polskiej trasy artystów. Dyrektor Agencji, Wiktor Świtoniak informował o odwołaniu koncertu w Olsztynie z przyczyn niezależnych od Agencji. „(...) karygodne potraktowanie naszego kraju w trakcie uroczystości 60-lecia zakończenia II wojny światowej w Moskwie spowodowało antyrosyjskie nastawienie większości społeczeństwa polskiego” – wyjaśniał Świtoniak dodając, że publiczność masowo zwraca bilety do kas i odwołanie koncertu jest spowodowane „stanem wyższej konieczności”. Dziennikarze radia sprawdzili, że w Olsztynie nikt nie oddaje biletów, że sprzedano ich zaledwie kilkadziesiąt, bo są drogie, a impreza słabo promowana. Ale informacja o rzekomym bojkocie już się przedostała do Informacyjnej Agencji Radiowej, a stamtąd do innych agencji i telewizji. – W południe informowaliśmy, że nikt nie bojkotuje, ale bojkot zdawał się bardziej odpowiadać nastrojom społecznym, wiadomość powielano – wyjaśnia Sławomir Ostrowski, wydawca programów informacyjnych w Radiu Olsztyn.

Wiktor Świtoniak pytany, skąd miał wiadomość o bojkocie, przyznaje, że takiej informacji nie było. Widząc słabą frekwencję podczas pierwszego występu w Warszawie wpadł w panikę. – Może użyłem za mocnych słów – wyjaśnia. Dodaje, że nie ma nic wspólnego z polityką i nie zamierzał rozpętać polsko-rosyjskiej wojny. Artyści nie wyjechali, koncertują.

Polityka 20.2005 (2504) z dnia 21.05.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 15
Reklama