Archiwum Polityki

Posłanka z wilczym biletem

Aldona Michalak została wyrzucona z SLD przez partyjny sąd wojewódzki w Warszawie. Skargę złożył Maciej Poręba, również członek SLD, którego Michalak pomówiła m.in. o korupcję. – Zanim oskarżenia okazały się kłamstwem, Poręba stracił pracę w Bumar-Waryński – mówi Jacek Zdrojewski, baron mazowiecki. Wcześniej posłanką i jej konkubentem Andrzejem N. zainteresowała się prokuratura. Andrzej N. jest oskarżony o wyłudzenie od kilkudziesięciu firm ponad 280 tys. zł. Andrzej N. swoją firmę Aneks ulokował w biurze posłanki, w Warszawie przy ul. Szarej, w partyjnym hotelu SLD. Z budynku tak zwanym łącznikiem można się dostać do siedziby partii przy Rozbrat. – Andrzej N. najpierw oprowadzał potencjalnych kontrahentów po siedzibie SLD, pokazując: tu jest gabinet Józka, tam Leszka – opowiada jedna z poszkodowanych. – To go uwiarygodniało. Gdy nie było już wątpliwości, że jest oszustem, niektórzy udali się do sądu, aby odzyskać pieniądze. – Kiedy jednak komornik wkroczył do firmy Aneks, pojawiła się posłanka Michalak, wypraszając go ze swego biura poselskiego – mówi jedna z poszkodowanych. Jacek Zdrojewski, zapytany, dlaczego tak długo partia tolerowała wyskoki pary oszustów, zapewnił, że koledzy byli przekonani, iż to posłanka ma swoje biuro w firmie konkubenta, a nie na odwrót. Aldona Michalak przekonuje, że prawdziwą przyczyną wyrzucenia jej z SLD jest forsowanie przez nią tak zwanej ustawy antylichwiarskiej. Fachowcy twierdzą, że zamiast obniżyć oprocentowanie kredytów, uniemożliwi ona zaciąganie pożyczek biedniejszym. W sejmowych kuluarach słychać, że posłankę na swoje listy wyborcze zaprosi Samoobrona, która właśnie forsuje projekt ustawy o amnestii dla drobnych przestępców.

Polityka 20.2005 (2504) z dnia 21.05.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama