Archiwum Polityki

Niemcy bronią Bastylii

Bundestag przyjął konstytucję europejską ogromną większością głosów (569 na 594), ale w smętnym stylu. W czasie debaty w Reichstagu ławy poselskie ziały pustką. A główni mówcy gęsto odwoływali się do przeszłości, jak Gerhard Schröder, który wyliczył długą listę niemiecko-francuskich ojców założycieli UE. Joschka Fischer z kolei mówił, że dzięki konstytucji – która jest wynikiem kompromisu dalekim od doskonałości – Unia Europejska będzie bardziej demokratyczna i przejrzysta. Debata pokazała, że w rok po rozszerzeniu Unii wciąż jeszcze nie nastąpiło zbyt wyraźne rozszerzenie świadomości niemieckiej klasy politycznej na wschód. Nasze kraje są bardzo często postrzegane jako zagrożenie. Nie tylko poprzez perspektywę wejścia do UE Rumunii, Bułgarii, krajów bałkańskich i wreszcie Turcji czy Ukrainy, ale przede wszystkim jako konkurencja gospodarcza i socjalne obciążenie, demontujące zachodnioeuropejskie państwo dobrobytu.

Niemiecka ratyfikacja (Bundesrat pójdzie w ślad za Bundestagiem 25 maja) z całym rozmysłem została wyznaczona tuż przed francuskim referendum, by wesprzeć we Francji zwolenników konstytucji. Zresztą niemieccy politycy i intelektualiści uczestniczą we francuskiej kampanii: publikują listy otwarte na rzecz konstytucji, namawiają we francuskiej telewizji, uczestniczą w mityngach. „NIE z Francji musiałoby na dłuższy czas sparaliżować Europę” – przestrzega w apelu do Francuzów opublikowanym przez „Nouvel Observateur” Jürgen Habermas. Z kolei francuski filozof André Glucksmann obawia się w „Die Welt”, że tym razem „francuski narcyzm” może zablokować konstytucję, która jest przecież z tradycji Wielkiej Rewolucji.

Polityka 20.2005 (2504) z dnia 21.05.2005; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 19
Reklama