Archiwum Polityki

Bydgoski spleen

++

Zespół Variete widziałem po raz pierwszy na scenie festiwalu w Jarocinie w 1985 r., czyli 20 lat temu. Bydgoska grupa kojarzona była wtedy z tak zwaną zimną falą i mianowana polskim odpowiednikiem Joy Division. Największe wrażenie robił chyba głos wokalisty Grzegorza Kaźmierczaka – mocny, głęboki, dobrze dostosowany do mrocznej muzyki. Potem zespół robił swoje, koncertował, nagrywał, a w końcu związał się z bydgoskim klubem Mózg, promującym rodzimą neoawangardę. I oto teraz mamy „Nowy materiał” Variete. Warto było czekać kilka dobrych lat. Choć już wcześniej zespół próbował sił w muzyce improwizowanej, w tej najnowszej odsłonie elementy jazzowe brzmią klarownie, nie wchodząc w kolizję z czytelnym, silnym rytmem. Jak zawsze znakomity jest wokal Kaźmierczaka, no i jego teksty, oszczędne, a poetyckie. Najdziwniejsze, że tej, nie najłatwiejszej przecież, muzyki słucha się jakby bez wysiłku. I nawet jeśli wciąż dominuje tu ton mroczny, spleenowy, rzecz nie infekuje słuchacza depresją, za to pobudza wyobraźnię, czego nigdy za wiele.

Variete, „Nowy materiał”, EMI

Mirosław Pęczak


+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 20.2005 (2504) z dnia 21.05.2005; Kultura; s. 63
Reklama