Ani upadek muru berlińskiego w listopadzie 1989 r., ani zjednoczenie dwóch państw niemieckich w październiku 1990 r. nie scementowały niemieckiego społeczeństwa. Niemcy z byłej NRD – nazywani złośliwie Ossi (od Ost, niem. wschód) – bardzo szybko zaczęli się użalać, że w nowych landach decydujący głos w życiu politycznym, gospodarczym i kulturalnym odgrywają przybysze z zachodu: aroganccy, egoistyczni i nie znający wschodnich realiów. Z kolei ci z zachodu – nazywani Wessi (od West, zachód) – narzekają, że muszą finansować odbudowę byłej NRD (w latach 90. z zachodu na wschód przerzucono bilion marek). Zarzucają Ossi, że ci są płaczliwi i zarazem chorobliwie ambitni, nie znają demokracji i gospodarki rynkowej. Na co Ossi odpowiadają, że większość z tych sum wróciło na zachód choćby w formie zysków zachodnich firm. Bardzo szybko Ossi stali się przedmiotem dowcipów, ale także tematem ciekawych komedii filmowych, jak „Go, trabi go” – o pełnej przygód podróży Enerdowców Trabantem do Włoch, czy „Good bye, Lenin”, o kłopotach z pożegnaniem enerdowskiej przeszłości.
Po piętnastu latach była NRD wciąż wzbudza w Niemczech silne emocje. Nie sprawdziły się zapowiedzi kanclerza Helmuta Kohla, że nowe landy na wschodzie będą kwitnącymi pejzażami. Co prawda zbudowano autostrady, odrestaurowano zaniedbane miasta, ale bezrobocie jest bardzo wysokie i młodzi Ossi nadal uciekają na zachód. W zjednoczonych Niemczech była NRD kojarzy się z neonazistami, postkomunistami i ciągłym grzebaniem się w swojej przeszłości. Równocześnie jednak nie brak ekonomistów i socjologów, którzy twierdzą, że po rozszerzeniu Unii Europejskiej na wschód właśnie była NRD będzie korzystała na rozwoju gospodarczym w krajach sąsiednich – w Polsce, Czechach, krajach bałtyckich, a także na Ukrainie.