Archiwum Polityki

Zabić prezydenta

++

Debiut reżyserski Nielsa Muellera „Zabić prezydenta” – wbrew mylącemu tytułowi – thrillerem politycznym nie jest. To dramat społeczno-psychologiczny, mówiący o gorzkim rozczarowaniu amerykańską demokracją za rządów Richarda Nixona. Znany z lewicowych poglądów hollywoodzki gwiazdor Sean Penn gra wrażliwego, nieprzystosowanego do życia sprzedawcę, który niczym Don Kichot stara się bronić ideałów w świecie zdominowanym przez cynizm i pieniądz. Zamiast oszukiwać i oferować po zawyżonej cenie tandetny sprzęt biurowy, próbuje założyć własną firmę handlową, w której dzieliłby się z klientami zyskiem równo po połowie. Bankierzy udzielający mu kredytu na rozkręcenie biznesu biorą go za wariata, a była żona traktuje jak nieszkodliwego idiotę. Bezsilność bohatera przeradza się w depresję, potem we wściekłość, w końcu sięga on po broń, powtarzając desperacki gest Travis z „Taksówkarza”. Penn z niesamowitą precyzją oddaje kolejne stadia rozpadu osobowości człowieka głęboko upokorzonego, czującego się nikim i spychanego przez swoje środowisko na margines. Historia jego katastrofy budzi nieuchronnie skojarzenia z „Glengery Glen Rose” i „Śmiercią komiwojażera”. „Zabić prezydenta” wykracza jednak poza schemat teatralnej opowieści o jeszcze jednej ofierze amerykańskiego snu. To smutny, by nie powiedzieć rozpaczliwy głos atakujący współczesne oblicze kapitalizmu, gdzie etykę zastąpił program lojalnościowy wielkich korporacji.

Janusz Wróblewski


+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 19.2005 (2503) z dnia 14.05.2005; Kultura; s. 64
Reklama