Archiwum Polityki

Zakochany anioł

Krakowscy filmowcy Artur Więcek (reżyser) i Witold Bereś (scenarzysta) debiutowali w fabule dwa lata temu bezpretensjonalną i sympatyczną komedią offową o przygodach wygnanego z Raju Anioła Giordano. Grany przez Krzysztofa Globisza outsider spacerował po plantach, napotykał szereg nieszczęśliwych istot i pomagał im się podnieść. W zrealizowanym przez tych samych twórców sequelu „Zakochany anioł” Giordano traci swoje magiczne zdolności i staje się pospolitym, zakompleksionym mężczyzną, spragnionym bliskich kontaktów z ładnymi paniami. Uświadomiony przez krakowskiego kloszarda (Jerzy Trela) i panią psycholog (Anna Radwan) marzy o miłosnym spełnieniu, ale bez pomocy kolegów z zaświatów niczego sensownego na tym polu dokonać nie zdoła. Pomysł, by nakręcić ciąg dalszy komedii romantycznej o problemach seksualnych anioła w ludzkiej skórze – tym razem jednak za duże pieniądze z państwowych dotacji – najwyraźniej przerósł umiejętności obu panów. Subtelny bułhakowowski humor części poprzedniej wyparował. Zastąpił go grubiański prymitywny dowcip rodem z kolorowych pism dla panów. Etiudy aktorskie przypominają tym razem żałosne kabaretowe skecze, a o występie Janusza Gajosa w wojskowej pilotce i rajdowych okularach chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Na przykrą wpadkę Więcka i Beresia należałoby w zasadzie spuścić kurtynę miłosierdzia, gdyby nie fakt, że daje ona kolejny mocny argument przeciwnikom reformy kinematografii. Skoro offowcy potrafią kręcić lepsze filmy, to może nie warto zawracać sobie głowy ustawą. A przecież nie o to chyba chodzi.

Janusz Wróblewski


+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 19.2005 (2503) z dnia 14.05.2005; Kultura; s. 65
Reklama