Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Poprawkowy z historii

Najtrudniej mówić: nie wiem. Łatwiej powiedzieć: pamiętam. To wyglądało inaczej niż na moskiewskiej paradzie. Nawet gwiazdy były inne: wycięte z puszki po konserwach, maźnięte czerwoną farbą znaczyły kopczyki ziemi, żołnierskie groby usypane na poboczu drogi wypełnionej wozami ciągniętymi przez małe włochate koniki, wybierające przejścia wśród mijających je ciężarówek, dżipów, czołgów. Na wozach leżeli ranni. Kule bandaży, którymi okręcono ich głowy, podskakiwały na nierównościach drogi, przypominali kukły, okaleczone ręce ożywały nagle zgarniając powietrze, światło dnia.

Czasem nad drogą przelatywał kukuruźnik – wyraźniały przesłonięte okularami twarze lotników, ruch dłoni pozdrawiającej piechurów idących niekończącymi się szeregami w maskujących płachtach zarzuconych na szynele. Były jeszcze konie z rozbitego taboru skoszone serią z samolotu. Rozdęte brzuchy, śnieg srebrzący kopyta, oczodoły ze zwisającymi włóknami gałek niedodziobanych przez ptaki przechadzające się jak żałobnicy w tym krajobrazie śmierci, ustępującej przed życiem: dźwigając walizy i kufry, padając pod ciężarem tobołów na drogę wylegli ewakuowani mieszkańcy miasta nazywanego Małym Krakowem. Tyle cieni pisarzy, wynalazców, nieszczęśliwych kochanków pomieściły jego mury.

Niemcy mający się bronić, uciekli. Na rynku z renesansowymi podcieniami stały czołgi. Obok nich rozłożyli się żołnierze, grzejąc się przy pośpiesznie rozpalonych ogniskach. Podsycali ogień wrzucając połamane krzesła, ramy obrazów, blaty stolików, stosy papierów wygarniętych z szaf w kamienicy, gdzie niedawno urzędowali administratorzy szybów naftowych eksploatowanych od kilkudziesięciu lat, lecz nadal czynnych. Czerwony odblask ślizgał się po klindze zakrzywionej kozackiej szabli wbitej w śnieg zalegający wybrukowaną przestrzeń rynku w opustoszałym mieście, do którego teraz wracali wygnańcy.

Polityka 19.2005 (2503) z dnia 14.05.2005; Groński; s. 110
Reklama