Pierwsza wizyta w czerwcu 1979 r. była impulsem, który już w następnym roku doprowadził do powstania Solidarności. A ćwierć wieku później – wiosną 2003 r. – jednoznaczne poparcie przez papieża Unii Europejskiej zadecydowało o wyniku referendum w Polsce.
Niczym nowy Mojżesz wprowadził Karol Wojtyła swych krajan w wiek XXI. Wspierał ruch wolnościowy, ale zarazem łagodził głęboki konflikt, jaki rozdzierał społeczeństwo polskie w stanie wojennym, stając się w pewnej mierze ojcem duchowym łagodnej, a nie wstrząsowej, transformacji ustrojowej w Polsce. Po aksamitnej rewolucji 1989 r. Jan Paweł II łagodził także wewnętrzne tarcia w polskim katolicyzmie, w którym coraz wyraźniej zaczęły się ujawniać bardzo rozbieżne tendencje: z jednej strony reformatorzy, których symbolem byli ks. prof. Józef Tischner czy biskup Tadeusz Pieronek, z drugiej zajadli konserwatyści jak prałat Henryk Jankowski, duszpasterz gdańskiej Solidarności, czy ksenofobiczny założyciel Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk.
Przy czym Karol Wojtyła już w latach 70. był w Polsce legendą. Jako arcybiskup Krakowa, a potem kardynał, był opoką krytycznej inteligencji gromadzącej się wokół „Tygodnika Powszechnego” i symbolem otwartego na świat „katolicyzmu krakowskiego”.
Równocześnie był lojalny wobec konserwatywnego patriarchy, jakim był prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński, dość nieufny wobec soborowych nowinek. O ile prymas fundament polskiego Kościoła upatrywał bardziej w formach katolicyzmu ludowego niż w subtelnych dysputach teologicznych, o tyle Karol Wojtyła potrafił zręcznie obchodzić się z obydwoma nurtami. Ten silny, wysportowany góral pociągał za sobą na wycieczki zarówno młodzież jak i intelektualistów, zarówno ludzi pewnych swej wiary, jak i ludzi pogranicza, którzy oddalili się od Kościoła.