Archiwum Polityki

My – nazwiska, wy – pieniądze

Unia Pracy, po odrzuceniu przez Państwową Komisję Wyborczą sprawozdania finansowego tej partii za 2002 r., przez trzy kolejne lata nie ma prawa do subwencji z budżetu. Ale na kłopoty finansowe partia wicepremier Izabeli Jarugi-Nowackiej znalazła rozwiązanie. Niczym huba „pasożytuje” finansowo na SLD.

W ub.r. obie partie do wyborów do Parlamentu Europejskiego poszły wspólnie, powołując koalicyjny komitet wyborczy. Wydatki takich komitetów mogą być finansowane wyłącznie ze środków, które na jego konto przeleją koalicyjne partie. W umowie koalicyjnej SLD i UP uzgodniły, iż wypłacaną po wyborach dotację z budżetu, będącą częściową rekompensatą środków wyłożonych na kampanię, podzielą w stosunku 89:11.

Na wybory do PE lewicowa koalicja wydała ok. 8,2 mln zł. Za zdobyte przez nią 5 mandatów PKW naliczyła jej 579,5 tys. zł dotacji, z której 63,7 tys. zł (11 proc.) wpłynęło niedawno na konto UP. Tymczasem partia ta na wspólną kampanię nie wyłożyła ani złotówki. – Doszliśmy do wniosku, że wystarczy, jak koalicji damy nasze nazwiska i logo. A dotację wzięliśmy, bo przewidywała to umowa koalicyjna – przyznaje Waldemar Witkowski, skarbnik UP. – To przecież profesor Gierek z UP dla koalicji zdobył mandat na Śląsku i gdyby nie 6 tys. głosów, które oddano na naszą Ziółkowską, to z Poznania do parlamentu nie dostałby się Marek Siwiec. W życiu, a i w polityce już tak jest, że jedni dają szlachectwo, a inni pieniądze.

Polityka 13.2005 (2497) z dnia 02.04.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 14
Reklama