Archiwum Polityki

Śmiechu niewarte

Telewizyjną rozrywkę opanowują jajcarze, zadymiarze i kuglarze. Ludzie tak bardzo chcą się śmiać, że śmieją się z byle czego. Więc też dostają byle co.

Będę ponury jak Polak – zapowiada jeden z bohaterów amerykańskiego filmu „Bezdroża”, opisując objawy nadchodzącej depresji. Taki nasz obraz przenosi w szeroki świat dzieło, bądź co bądź, nominowane do Oscara. Gdzie więc podziało się słowiańskie poczucie humoru, pełne wdzięku zmaganie z trudnościami, codzienny luz i beztroski tumiwisizm?

Gajowy Gugała, jeden z bohaterów bajki o Czerwonym Kapturku, opowiadanej podczas Kabaretowego Alfabetu Dwójki, „szedł powoli, bo miał drewnianą nogę”. W tym momencie publika wybucha gromkim chichotem. Zdaniem Marcina Wójcika, jednego z twórców Ani Mru Mru, podejrzanie łatwo jest zrobić w Polsce kabaret.

Góral górą

Kabaretowe programy, najczęściej pokazywane w telewizji, to przeważnie wielokrotnie odgrzewane repety, składanki z dawnych lat lub skecze, które słyszeliśmy setki razy. TVP bez umiaru pokazując genialne numery Zenona Laskowika miała dobre intencje, ale w rezultacie wywołała uczucie przesytu. Na antenę powrócił Jan Pietrzak w formule benefisowej i znów zaczęło się od Gomułki, a skończyło na Gierku. Twórcy kabaretu Elita postanowili powołać do życia teleturniej „Telepeerele”, gdzie tematem żartów jest, oczywiście, ojczyzna w wersji kartkowej. Słyszeliście? No to posłuchajcie jeszcze raz. Niekiedy można odnieść wrażenie, że od piętnastu lat w Polsce nie zdarzyło się nic naprawdę komicznego, a szczery śmiech z rzeczywistości towarzyszył tylko gospodarce deficytu.

Młodsi autorzy kabaretowi, którzy nie mają szczęścia pamiętać PRL, najczęściej chłoszczą dzisiejsze obyczaje, przeobrażając się w kolejnych skeczach w menedżerów, majstrów, którzy nadużyli („Zrobiliśmy dziś od rana półtora litra”), blondynki, górali.

Polityka 12.2005 (2496) z dnia 26.03.2005; Kultura; s. 76
Reklama