Piotr Majewski: – Odkryty przez pana 13 lat temu pierwszy pozasłoneczny układ planetarny wciąż dostarcza niespodzianek. Niedawno ogłosił pan, że oprócz trzech wcześniej znanych planet krąży w nim czwarte ciało wielkości planetoidy. Znów jest pan pierwszy.
Aleksander Wolszczan: – To pierwszeństwo ma już raczej symboliczny charakter. Ważniejsze jest to, że prawdopodobnie dotarliśmy, wspólnie z dr. Maciejem Konackim z California Institute of Technology, do krańców tego układu. Z dużą pewnością możemy przyjąć, że wokół pulsara nie ma już żadnej nowej planety. Zaobserwowaliśmy natomiast obecność czegoś w rodzaju pasa planetoid – międzyplanetarnego gruzu na krańcach układu planetarnego. Stanowi on najpewniej pozostałość pierwotnego dysku materii, z której uformowały się trzy planety. Obecnie docieramy do obiektów wielkości planetoid, a to, co ostatnio odkryliśmy, to prawdopodobnie największy przedstawiciel tego zbiorowiska. Jego masa jest pięć razy mniejsza od naszego Plutona, za to dwukrotnie większa od Ceres – największej planetoidy między Marsem a Jowiszem.
Znalezienie planetoidy w Układzie Słonecznym wcale nie jest tak łatwe, jak wskazywałyby statystyki odkryć (zawdzięczamy je przede wszystkim automatycznym systemom monitorowania nieba). Tymczasem pan odkrywa taki kosmiczny drobiazg w odległości 1500 lat świetlnych. Jak to się robi?
Zawdzięczamy to zjawisku, które nosi nazwę chronometrażu pulsara. Wiruje on wokół własnej osi z niewiarygodną mikrosekundową precyzją. Zakłócenia biegu tego swoistego zegara doprowadziły nas przed laty do odkrycia planet, a obecnie – do znalezienia planetoidy. Dużo wcześniej przypuszczaliśmy, że właśnie tak może wyglądać otoczenie pulsara, natomiast teraz uzyskaliśmy obserwacyjne potwierdzenie – zaburzenia owego chronometrażu przekładają się na istnienie konkretnych ciał, których masa powoduje arytmię pulsara.