Jesteśmy pamięcią. Tym, co pamiętamy. I tym, co o nas pamiętają inni. Coraz częściej myślę, że bardziej jeszcze jesteśmy niepamięcią. Tym, co zapominamy. Co w geście samoobrony wymazujemy z pamięci, wypieramy ze świadomości, omijamy w myślach. Unieważniamy, żeby było łatwiej lub lżej, żeby nie bolało albo nie przypominało bólu” – pisze we wstępie do „Rodzinnej historii lęku” autorka Agata Tuszyńska. Autorka, m.in. świetnej biografii Isaaca Singera, tym razem na podstawie swoich wspomnień, rozmów z bliskimi, przemilczeń rekonstruuje przeszłość swoją i swojej polsko-żydowskiej rodziny. Lęk jest dziedziczny bardziej niż wygląd. Ciemnowłosa matka jest dumna, że jej córka jest blondynką o niebieskich oczach. Kiedy blondynka ma 19 lat, ciemnowłosa matka decyduje się przekazać córce lęk. Mówi jej, że tak jak ona jest Żydówką. Agata Tuszyńska, autorka i zarazem bohaterka sagi rodzinnej, nie pamięta, jakich słów użyła wówczas matka, jaka była tego dnia pogoda, gdzie rozmawiały. Przez następnych dziesięć lat nie przyjmuje do wiadomości, że mogłaby o sobie powiedzieć: jestem Żydówką. Przez kolejne lata próbuje coś zrobić z wiadomością, która zaraziła ją lękiem.
W tej książce nie ma postaci ani historii czarno-białych, bo losy polsko-żydowskie nie są czarno-białe. Autorka obnaża swoją i swoich najbliższych słabość i strach. W 1968 r. jej matka odmawia noclegu kuzynce z dzieckiem, która zdecydowała się wyemigrować z Polski. Matka – Żydówka – nie chce, by ktokolwiek łączył ją z Żydami. A przecież w porównaniu z Polakami ukrywającymi Żydów w czasie wojny jej ryzyko było niewielkie – przypomina córka. Autorka książki wymiguje się od wystąpienia na konferencji, podczas której ma przemawiać jej żydowski kuzyn.