Archiwum Polityki

Opera kukiełkowa

Tylko panna Kukiełka wierzy, że może w tym wszystkim naprawdę idzie o nią. Że może komuś zagraża? Bo choć działaczką jest młodą, to jednak z wielką charyzmą.

WBydgoszczy rozegrała się opera mydlana: żonaty mężczyzna z pozycją i młoda kobieta z ambicjami spotykali się przez pewien czas, aż rzecz się wydała. W roli amanta wystąpił pan Krzysztof Filipek, lat 44, wiceszef Samoobrony, w roli amantki panna Sylwia Kukiełka, lat 22, szefowa bydgoskiej młodzieżówki i sekretarka w tamtejszej siedzibie Samoobrony.

Coś więcej o osobach

Pan Filipek: wzrost niski, wąs czarny, garnitur i bransoletka. Prywatnie jest wrażliwy na zieleń, w jego gabinecie w warszawskiej siedzibie partii stoją dwa fikusy, dwie palmy, kilka bluszczy i inne rośliny (razem dwanaście doniczek), którymi do niedawna opiekowała się Wiesława Filipek, żona, lat 37, wówczas na pół etatu szefowa biura Samoobrony. Żona też jest w partii, bo w życiu Filipka, jak sam mówi, jest głównie partia. Gdy się zapisał, to choć miał tylko siedem hektarów i firmę transportową, z której żył, solidarnie z przewodniczącym Andrzejem Lepperem wysypywał zboże na tory. Z czego miał potem sprawę. Ale też i respekt, bo niebawem został prawą ręką szefa.

Panna Kukiełka: efektowna, zawsze w szpilkach, lubi dekolty i lamparci rzucik (pozuje do zdjęcia w specjalnym stroju). Zapisała się do Samoobrony w 2002 r., gdy nie dostała się na studia, i postanowiła, jak mówi, przekuć porażkę w sukces. Pojechała na zjazd partii do Warszawy i wróciła pewna, że chce być szefową młodzieżówki w Bydgoszczy. Oraz pod wrażeniem pana posła Filipka, który po ojcowsku opiekuje się całą młodzieżówką.

– Polityka jest pierwsza w moim życiu – mówi. A poza tym planuje w terminie skończyć zaocznie prawo i jeszcze jedne studia i najszybciej, jak to możliwe, zrobić doktorat. Także dlatego, że podobno ładną kobietę łatwiej biorą za głupią, a ona sobie nie życzy. A po prawie – tylko partyjna kariera.

Polityka 11.2005 (2495) z dnia 19.03.2005; Społeczeństwo; s. 90
Reklama