Ranking polityków, których należy zabić w pierwszej kolejności, jest oczywiście nie do pomyślenia. Jakby kto wpadł na takie okropieństwo i w dodatku je ogłosił, natychmiast by został potępiony, postawiony pod pręgierzem zawsze głęboko humanitarnej i na wskroś humanistycznej opinii publicznej. Rzecznik interesu takiego a takiego jąłby natychmiast badać, czy nie doszło do naruszenia interesu takiego a takiego. Prokuratura zaczęłaby dochodzić, czy nie zaszła okoliczność podżegania do morderstwa czy raczej, w naszym wypadku, ludobójstwa. Powszechna debata o prawie polityków do obrony życia wybuchłaby z siłą. Niektórzy by nawet uwierzyli, że uniesienie, które głosząc sprzeciw zabijania polityków czują, jest gorącym, jak uderzenie krwi do głowy, przypływem szlachetności – byłby to niestety faryzeizm czysty.
Faryzeizm ten jest tak rozległy, tak monolityczny i tak szczelny, że niepodobna go naruszyć na żadnym poziomie. Gdy niedawno w jakiejś prowincjonalnej szkole, przytomna jakaś, choć frajersko w prawdę wierząca, socjolożka rozdała dzieciom ankietę zawierającą fundamentalne dla oglądu mechaniki życia rodzinnego pytanie: Kogo byś chętniej zabił? Tatusia czy mamusię? – jakie natychmiast piekło wszelakiej obłudy się rozpętało! (Tym większe, że prawdopodobnie pamięć mnie zawodzi i pytanie brzmiało znacznie mniej precyzyjnie: Kogo z najbliższej rodziny byś zabił najchętniej? – czy coś w tym rodzaju). Jakie oburzenia natychmiast wybuchły! I jakie sprzeciwy! Morale szkoły badano! Dyrektora na policji przesłuchiwano! A niefrasobliwej studentki socjologii omal nie zabito! I za co?! Za zadanie pytania, które milionom ludzi dzień w dzień przychodzi do głowy! A raczej za zadanie pytania, na które miliony ludzi dzień w dzień mają dokładną i gotową odpowiedź!