Dorota Soszyńska nie potrafi przejść obok perfumerii, nie wchodząc do środka. W Niemczech, Belgii czy Hiszpanii widzi na półkach głównie kosmetyki światowych koncernów i obok tylko kilka marek lokalnych. W Polsce, mimo obecności wszystkich wielkich, ciągle większość rynku należy do firm krajowych. I to wcale nie tych, które usiłują z gigantami konkurować ceną, ale – jakością.
Czołówkę krajową stanowią: Irena Eris (Dr Eris), Jolanta Zwolińska (Dermika), Dorota Soszyńska (Oceanic) i Urszula Grzegorzewska (Kolastyna). Z dużym hukiem wskoczyła do niej również aktorka Grażyna Szapołowska (Sza), ale po dwóch latach, już bez rozgłosu, zeszła z kosmetycznej sceny. Jak długo będą się opierać globalizacji? Uległy przecież ich wszystkie wielkie poprzedniczki, jak Helena Rubinstein czy Elisabeth Arden, które w końcu zostały wykupione przez międzynarodowe koncerny.
Klientki, sięgając w sklepie po balsam czy krem, są przekonane, że mają do wyboru ofertę wielu konkurencyjnych firm, ale to złudzenie. Tak różne marki, jak Helena Rubinstein, Lancôme, Biotherm, Armani, Ralph Lauren, Cacharel czy Vichy, należą już do tego samego właściciela – L’Oréal. To z nim walczą, na razie bez kontuzji, liderki rodzimej kosmetyki. Nie dopuszczają myśli, że mogłyby sprzedać firmy, które same stworzyły. Traktują je jak własne dzieci.
Irena Eris, po dyplomie z farmacji, trafiła do warszawskiej Polfy, gdzie szybko zorientowała się, że nikt od niej nie oczekuje, że będzie wymyślać nowe leki. Nie czuła się też potrzebna nauce polskiej biolog Jolanta Zwolińska jako asystentka na Uniwersytecie Warszawskim.
Kiedy kosmetyczka dała Irenie na jej przedłużający się trądzik rewelacyjny kosmetyk ze sproszkowanym grzebieniem koguta, młoda farmaceutka z doktoratem popukała się w czoło.