Archiwum Polityki

Keanu Reeves o swojej roli w filmie „Constantine”

Jakie role mnie interesują? Zawsze wybieram postać, nazwisko reżysera jest dla mnie sprawą drugorzędną. Grywam w wielkich produkcjach science fiction w stylu „Matriksa” braci Wachowskich, ale też w niskobudżetowych filmach realistycznych. Ostatnio zagrałem tytułową rolę w „Constantine” w reżyserii Francisa Lawrence’a. Akcja toczy się w Los Angeles, lecz grany przeze mnie bohater ma kontakty także ze światem pozaziemskim. Podoba mi się jego gniew i brak pokory. Najważniejszy był dla mnie motyw odrodzenia bohatera, walka z fatalizmem i własną słabością. To rodzaj metafizycznego samuraja. Starałem się dobrze zrozumieć walkę, którą toczy mój bohater, jednocześnie chciałem oddać jego fizyczność: jak się porusza, w jaki sposób operuje swoją energią. Musiałem jednak pamiętać, że muszę podporządkować się wizji reżysera. „Constantine” jest adaptacją słynnego w Stanach komiksu „Hellblazer”. Czy ten fakt zaważył na koncepcji filmu? Reżyser Francis Lawrence wykorzystał wprawdzie pewne elementy komiksu, ale stworzył w „Constantine” swój własny świat – bardziej mroczny, lecz zarazem bardziej ludzki. Udało mu się również znaleźć własną wizję plastyczną – posługiwał się wprawdzie cytatami z Boscha i Breugela, ale tylko po to, żeby ją wzbogacić.

Film jest wielkim widowiskiem, lecz jednocześnie zadaje ważne pytania na temat ludzkiej natury. Co w niej zwycięża – dobro czy zło? W filmie te pojęcia symbolizują Niebo i Piekło. Ale w „Constantine” nawet archanioł Gabriel nie jest wolny od grzechu, może więc z nami, ludźmi, nie jest jeszcze tak źle! Pracuję co prawda w biznesie, którym rządzi pieniądz, ale moje życie zawodowe jest bardzo szczęśliwe.

Czy „Constantine” podobnie jak „Matrix” doczeka się sequela?

Polityka 10.2005 (2494) z dnia 12.03.2005; Kultura; s. 60
Reklama