Zaczęli nad tym pracować jakieś sześć lat temu. Bez związku z telewizją. Mają to na piśmie: wydali zbiór pomysłów, projektów i deklaracji pod tytułem „Wymarzyć Czaplinek”.
Ci z telewizji, z programu „Miasto Marzeń”, przyjechali po raz pierwszy jakieś trzy lata temu. Nie robili nadziei: 80 miast, mówili, objadą, a tylko dwa wybiorą. Od pół roku jednak bywali coraz częściej, nagrywali w domach kolejnych mieszkańców, aż w końcu ogłosili: przywiozą ekspertów, doradzą, jak pozyskać pieniądze oraz inwestycje, jak się zorganizować, by miasto było bogatsze i nowocześniejsze. Powiedzmy, mówił burmistrz, druga Warszawa w Czaplinku. Ale czy także drugi Kazimierz?
Piętnaście na skali wrażeń
Pierwszy pokaz nakręconych materiałów był w domu kultury w ostatni piątek lutego: na sali burmistrzowie, ksiądz (który był przeciwny kamerom, choć z czasem coraz mniej), starosta (to był jedyny przejaw zainteresowania z góry) oraz dwustu mieszkańców. Wstęp za zaproszeniem.
Wiceburmistrz Zbigniew Bartosiak wyszedł pod wrażeniem. Mówił: Wielka szansa, w skali od jeden do dziesięciu może nawet piętnaście. Zwłaszcza że już się zgłosił sponsor, da farby na odmalowanie części miejskich kamienic.
Justyna Urlich, pedagog szkolna i żona weterynarza, opowiada, że trochę się wzruszyła, poznawszy skomplikowaną rodzinną historię swoich sąsiadów, państwa Marcewiczów. Ale poza tym ciarki jej przeszły po plecach, gdy się dowiedziała, że w jeden weekend w miasteczku Artern (niemieckie „Miasto Marzeń”) zjawiło się 50 tys. turystów. Tymczasem oni z mężem przed piętnastoma laty zamienili trzy pokoje w Warszawie na dom z oborą i widokiem oraz na święty spokój w Czaplinku.
Alinie Karolewicz, nauczycielce i szefowej czaplineckich amatorskich teatrów, którą też widzowie będą w telewizji oglądać, nie podobało się tylko, że eksperci mówili w kółko sukces, sukces, mając na myśli tysiące dolarów, które być może sprowadzą do Czaplinka.