Piotr Nurowski, kiedyś gwiazda Związku Młodzieży Socjalistycznej, funkcjonariusz frontu ideologicznego, aparatczyk warszawskiego Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Po stanie wojennym płynnie przeistacza się w dyplomatę, a po 1989 r. zwinnym skokiem i bez jednego draśnięcia – w wielkiego menedżera.
– Co te wszystkie postacie łączy? Myślę, że, nieopanowana chęć aktywności, działania – mówi o sobie.
Stefan się obraził
Fotel szefa PKOl wygrał elegancko i w pięknym stylu, chociaż po emocjonującej końcówce. Gdy w decydującym głosowaniu wypunktował faworyta, starego znajomego Stanisława Paszczyka (szefa PKOl przez dwie kadencje), wyglądał na nieco zaskoczonego, bo – jak sam twierdzi – „Stefan to wybitny fachowiec”.
Są dobrymi znajomymi, w latach 70. Paszczyk uczył Nurowskiego wf na Uniwersytecie Warszawskim. – Kiedy zgłaszałem swoją kandydaturę do PKOl, byłem przekonany, że on nie startuje. Potem dowiedziałem się, że ma do mnie pretensje i się obraził – mówi Nurowski.
W opinii delegatów Paszczyka zgubiła zbytnia pewność siebie. Stefan, powiadają, specjalnie nie zabiegał o poparcie, był przekonany, że i tak wygra. Nurowski błędu Paszczyka nie popełnił i zabiegał. Jego kandydaturę wystawił m.in. prezes PZPN Michał Listkiewicz. Mówi się, że w rewanżu za to, że kilka miesięcy wcześniej Nurowski zrezygnował z ubiegania się o fotel prezesa PZPN, co umożliwiło sukces Listkiewiczowi.
Znawcy twierdzą, że Nurowski odpuścił piłkę nożną, bo i tak miał niewielkie szanse z dobrze okopanym w środowisku Listkiewiczem. Zamiast narażać się na prestiżową porażkę, wybrał fotel równie eksponowany, a przeciwnika mocno osłabionego sportową kompromitacją na olimpiadzie w Atenach.