Archiwum Polityki

Esesman i jego jeszcze gorszy syn

Urok sprawy kontrowersyjnego anatoma Günthera von Hagensa polega na połączeniu idiotyzmu i nieuchwytności. Jest to połączenie rzadkie. Głupota na ogół bywa uchwytna i jest łatwa do nazwania. To co nieuchwytne rzadko bywa głupie. W tym wypadku jest i jedno, i drugie. Same sposoby pisania o tej niebywałej zgęstce nie wiadomo czego są też nie wiadomo jakie. Co tam zresztą sposoby pisania, tu nazwy własne są niepewne. Nie wiadomo, kim jest von Hagens. Artystą? Uczonym? Lekarzem ze specjalnością anatomia patologiczna? Anatomem zatem? Performerem? Szarlatanem? Przedsiębiorcą? Hucpiarzem? Biznesmenem? Wchodzącym na polski rynek kapitałem zagranicznym? Pokątnym instruktorem pośmiertnej cielesności? Kabotynem w czarnym kapeluszu?

Facet preparuje nieboszczyków, co już samo w sobie jest przykre, ale do obronienia – wiadomo, że sztuka krojenia martwych ciał, znajomość anatomii, umiejętność dokonywania sekcji zwłok, to są kunszta nieprzyjemne, lecz konieczne. Ale tu jest krojenie spektakularne, tu się wypatroszonych rozpościera jak sztandary, tu się dokonuje sekcji przy wtórze fanfar i w obecności wiwatujących tłumów! I nie wiadomo, gdzie się kończy nauka, a zaczyna szarlataneria. Gdzie się kończą studia anatomiczne, a zaczynają pokazy w istocie pornograficzne, bo w pokazywaniu rozpłatanych wnętrzności zawsze jest element pornograficzny. Nie wiadomo, gdzie się kończy uczona powaga w traktowaniu szczątków ludzkich, a zaczyna ich znieważanie. Nie wiadomo na dobrą sprawę, czy preparaty von Hagensa to są jeszcze ludzkie zwłoki czy już manekiny.

Niepewności te – jak mi się zdaje – wynikają na poziomie podstawowym z połączenia dwóch działań, jak dotąd w kulturze sprzecznych: mumifikacji i ćwiartowania. Fundamentem sztuki (i słowo sztuka, i słowo ćwiartowanie jest w tym wywodzie umowne) von Hagensa jest wynalezienie skutecznego (podobno technologicznie skomplikowanego) sposobu mumifikacji zwłok.

Polityka 10.2005 (2494) z dnia 12.03.2005; Pilch; s. 103
Reklama