W „Dużym Formacie” „Gazety Wyborczej” wywiad z wielce popularnym pisarzem rosyjskim Władimirem Sorokinem. „Mój ulubiony pisarz Tołstoj – skarży się odpytywany – tworzył wspaniałe dzieła i wielkich bohaterów, ale ani razu nie zrobił aluzji do tego, że Natasza Rostowa oddala się do toalety na siusiu. (...) I nikt się nie oburza na to fałszerstwo! Socrealizm nie tworzył równie wielkich dzieł, ale był równie purytański. Miliony mieszkańców radzieckiego kontynentu wyrażały emocje, używając wyrazów na »ch«, »k«, »p« i »j«, a pomysłowo je konfigurując, ale sztuka była na to głucha. (...) Rosyjska sztuka przeklinania, czyli »mat«, to fenomen naszej wielkiej kultury. Jako Rosjanin jestem wręcz zobowiązany go kultywować”.
Wynika z tego jasno, że „Wojna i pokój” jest dziełem wspaniałym, byłaby wszelako jeszcze wspanialszym, wolnym od fałszerstwa, gdyby Natasza defekowała i rzucała mięsem. W tym miejscu wychodzi jedna z Sorokina wielkoruska pycha. Wydaje mu się, że to moskiewski oryginalny pomysł. Tymczasem recytuje właściwie manifest młodej literatury polskiej. Taka Dorota Masłowska, polska gwiazda pisarska, ulubienica polskich salonów, krytyków i jurorów. Tołstoj niejednego mógłby się od niej nauczyć. „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”: „On jak się nie zerwie z tapczanu, jak nie poleci na ubikację. Jest to kolejny rzyg, tym razem już chyba rzygnie żołądkiem i całą swą aparaturą pokarmową. Rzygnie całą zawartością swej jamy chłonąco trawiącej”. Albo: „Więc idę do ubikacji. Andżela żyje. W tradycyjnej pozie wisi przez kibel i zwraca, co tam miała wewnątrz.