Archiwum Polityki

Tulipany

++

Film z „kwietnym” tytułem pokazywany był już, i to z powodzeniem, na ostatnim gdyńskim festiwalu, ale na premierę czekał aż do przedwiośnia. Czy teraz „Tulipany” rozkwitną w kinach? Film Jacka Borcucha, który próbował już sił w kinie niezależnym („Kallafiorr”), zagrał też świetną rolę w „Długu” Krzysztofa Krauzego, ma tyle samo zalet co wad. Nie najlepszy jest scenariusz. Wcale nie o to chodzi, żeby to było koniecznie kino akcji, ale jednak historia musi widza wciągnąć. Tutaj jest właściwie pomysł na fabułę: sławny niegdyś kierowca rajdowy chce jeszcze raz wziąć udział w wyścigu, zapominając, że zdrowie już nie takie, pomijając dodatkową okoliczność – jego ulubiony samochód (Ford Capri) został właśnie skradziony. Rzecz dzieje się przecież w Polsce. Na pomoc rajdowcowi-oldbojowi ruszają starzy przyjaciele. W poszukiwaniach uczestniczy też syn kierowcy, co zapowiada konfrontację międzypokoleniową. Niestety, dialogi też nie są pasjonujące, bohaterowie opisują to, co właśnie robią. Mocną stroną filmu jest natomiast aktorstwo, popis starej gwardii, z której polski film ostatnio nie korzysta. Jan Nowicki i Tadeusz Pluciński, mówiąc językiem sportowym, w formie reprezentacyjnej, ale prawdziwe – ponowne odkrycia – to Małgorzata Braunek (Oleńka Billewiczówna z „Potopu”) i Zygmunt Malanowicz (chłopiec z „Noża w wodzie”). Oczu od nich nie można oderwać. W filmie chodzi z grubsza o odświeżenie związków przyjaciół, których życie od siebie oddaliło. Wydaje się, że na planie stało się coś podobnego. To dla tej paki aktorów warto wybrać się na „Tulipany”.

Zdzisław Pietrasik

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 9.2005 (2493) z dnia 05.03.2005; Kultura; s. 58
Reklama