Archiwum Polityki

Na Wspólnej i Woronicza

Większość ulubionych przez telewidzów programów to gotowe pomysły ściągnięte z zagranicy, tzw. formaty. Czy Polak nie jest już w stanie niczego wymyślić?

Seriale (w 60 proc.), teleturnieje (w 90 proc.), audycje rozrywkowe (w trzech czwartych) obecne na naszych ekranach to kalki zagranicznych programów, tzw. formaty, wtłoczone – bardziej lub mniej udatnie – w lokalne realia. Celowanie w upodobania jak największej liczby ludzi z góry zakłada zgodę na schematyzm i uproszczenia. Na tym polega słabość, a zarazem i siła formatu.

Format oferuje nie tylko pomysł, ale także technologię produkcji wraz ze scenografią i wszelkimi detalami, choćby wyglądem i kształtem fotela, na którym siedzi prowadzący, a także stylem jego zachowania i sposobem zwracania się do widzów (np. w teleturnieju „Jeden z dziesięciu” obowiązuje profesorska pobłażliwość, w „Idolu” obraźliwe czepianie się). Realizacja programu odbywa się nie tylko wedle zasad spisanych w księdze formatu, tzw. biblii, która liczyła np. dla „Ulicy Sezamkowej” trzysta stron, a dla „Wielkiego Brata” pięćset, ale zazwyczaj również pod okiem reprezentanta zachodniego producenta, który spełnia rolę programowego nadzorcy. Na polskim rynku działają głównie trzy wielkie firmy producenckie, Endemol, Fremantle, Strix i to one podrzucają nam swoje pomysły na programy.

Cudze jak nasze

TVN jest liderem, gdy chodzi o wprowadzanie zagranicznych formatów. Obecnie w swoim repertuarze ma ich co najmniej dwadzieścia, od seriali „Na Wspólnej” i „Camera Cafe” do „Maratonu uśmiechu”. Nadąża też za światowymi trendami, jeśli chodzi o formatowe mody. Gdy kierunek z reality zmienia się na talk-show lub docu-soap, widownia może mieć poczucie, że TVN trzyma rękę na pulsie. – W naszej stacji – stwierdza Edward Miszczak, dyrektor programowy – nie przeprowadzamy podziału na programy licencyjne i własne, ponieważ adaptacja tych ostatnich wymaga wcale nie mniejszego wysiłku i wyobraźni, niż stworzenie nowego programu od podstaw.

Polityka 9.2005 (2493) z dnia 05.03.2005; Kultura; s. 68
Reklama