Archiwum Polityki

Syria, islamiści, Mosad?

Zamordowany w skrytobójczym zamachu Rafik Hariri wydobył Liban z zapaści po wieloletniej wojnie domowej. Zrobił zawrotną karierę w biznesie i polityce, choć wywodził się z biednej sunnickiej rodziny. Dorobił się w Arabii Saudyjskiej majątku szacowanego na 4 mld dol. Przyjaźnił się z saudyjskim królem Fahdem i prezydentem Chirakiem. Z takimi kontaktami mógł ściągać do Libanu zagraniczny kapitał. Chciał przywrócić Bejrutowi jego dawną świetność „Paryża Lewantu’’. Kapitał napływał, ale rosło i zadłużenie Libanu. Mimo to w 2000 r. został ponownie premierem i zabrał się za odbudowę sektora turystycznego.

Komu to wszystko przeszkadzało? „Pan Liban”, jak lubiono go nazywać, poróżnił się z prosyryjską częścią swego rządu, a zwłaszcza z prezydentem kraju Emile Lahoudem, przyjacielem Syrii. Wojska syryjskie okupują część Libanu w wyniku wojny domowej, która zrujnowała kraj w latach 80. Hariri nigdy nie występował otwarcie przeciwko Syryjczykom, ale sprzyjał zabiegom o wycofanie ich wojska i służb specjalnych z Krainy Cedrów. Syria oficjalnie potępiła zamach i usiłuje przypisać go islamistom. W Bejrucie krąży plotka, że to ani Syria, ani islamiści, lecz izraelski Mosad. Amerykanie wiedzą swoje: odwołali ambasadora z Damaszku na pilne konsultacje. Setki tysięcy Libańczyków na pogrzebie Haririego wygrażało Syryjczykom. Tylko Iran broni dobrego imienia Damaszku.

Polityka 8.2005 (2492) z dnia 26.02.2005; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 16
Reklama