Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Kulisy cierpienia

Wygląda na to, że na abdykację Jana Pawła II jest już za późno.

Dwóch ludzi w Watykanie zna całą prawdę o kondycji Jana Pawła II: osobisty sekretarz papieża abp Stanisław Dziwisz i kardynał Angelo Sodano, sekretarz stanu, watykański odpowiednik świeckiego szefa rządu. Z racji funkcji muszą mieć stały i swobodny dostęp do głowy Kościoła, jeśli tylko pozwala na to stan zdrowia papieża. Kontaktują się z nim regularnie, abp Dziwisz słynie z tego, że nie odstępuje Jana Pawła na krok. Swoją wiedzą dzielą się bardzo oszczędnie tylko z tymi, których dobrze znają i którym ufają. Zwykły zjadacz chleba zdany jest na oficjalne komunikaty rzecznika Navarro-Vallsa i doniesienia mediów.

Zmierzch

Ale nie trzeba należeć do najbardziej wtajemniczonych, by zrozumieć, że pontyfikat wszedł w fazę finalną. Może ona potrwać jeszcze kilka lat, może mieć jeszcze wiele ważnych i dobrych momentów. Chwile te będą się jednak coraz częściej przeplatały z momentami złymi i coraz gorszymi.

Kościelny Rzym nie ma zwyczaju dyskutować o takich sprawach publicznie i oficjalnie. Obowiązuje zasada lojalności wobec urzędującego papieża. Dlatego żaden członek Kurii Rzymskiej nie będzie spekulował o scenariuszach dalszego rozwoju wydarzeń, a zwłaszcza o kwestii sukcesji. Co nie znaczy, że nie ma problemu.

Problem jest i będzie się zaostrzał w miarę nieuchronnych postępów choroby papieża, która może odebrać mu mowę i samodzielność. Nie chodzi tu tylko o funkcjonowanie aparatu – to mniejsze zmartwienie – lecz także o uczucia milionów wiernych i nastroje kręgów kościelnej władzy.

Jest coś żenującego w wyłuskiwaniu i analizowaniu medycznych detali. Jeszcze całkiem niedawno temu świat żył przecież podróżami, homiliami, encyklikami, zaskakującymi inicjatywami Jana Pawła II. Teraz na czołówki mediów trafiają spory, czy papież mówił własnym głosem, czy z taśmy i czy wstawią szybę, która osłoni go przed zimnym powietrzem, kto i gdzie go zastąpi, jakie punkty programu zostaną odwołane.

Polityka 8.2005 (2492) z dnia 26.02.2005; Świat; s. 48
Reklama