To Kamila – jako młoda dziewczyna – miała wziąć sprawy w swoje ręce: „Moja prababka – powiedziała Karolowi – była kochanką twojego prapradziadka. To cię kusi?”. Z dalszego rozwoju wypadków sprzed 33 lat wynika, że to Karola skusiło, ale – jak wielu młodych mężczyzn – nie bardzo chciał się żenić, zresztą Kamila, starsza od niego o prawie dwa lata, nie miała tych cech niewinności, których Dom Windsorów pragnąłby dla matki przyszłych królów i które tak pięknie objawiła później Diana. W każdym razie młoda Kamila na chciała czekać w nieskończoność. Wyszła za mąż za oficera, którego znała jeszcze przed Karolem, późniejszego generała Andrew Parkera-Bowlesa. Karol zaś, głównie za namową ojca, ożenił się później z Dianą. Pamiętamy, jak podbiła ona serca brytyjskiego ludu, ale bynajmniej nie serce brytyjskiego establishmentu. Szczere opinie o niej – z wyższych kręgów – rzadko docierały do prasy albo świadomie nie były kolportowane. Dianę uważano za histeryzującą trzpiotkę, niezdolną do utrzymania się w ryzach i selekcjonowania swoich znajomości. Wymowny przykład: ojcu jej ostatniego kochanka, Egipcjanina, od lat prowadzącemu interesy na Wyspach (jest m.in. właścicielem słynnego sklepu Harrodsa w Londynie), ciągle odmawiają brytyjskiego paszportu.
Każdy, kto zna Anglię, wie, że małżeństwo w rodzinie królewskiej to temat zawsze sensacyjny i polityczny. Monarchię można wyśmiewać, ale jej tyraniczna władza nad narodową wyobraźnią jest ogromna. Jak pisze przekorna lewicowa komentatorka londyńska Polly Toynbee: „Duch monarchii przenika całą politykę, zatruwa apetyt na zreformowanie społeczeństwa i nasącza naród napuszonymi fantasmagoriami”.
Co do królewskich obyczajów, te bywały jeszcze gorsze. Źle się wspomina zwłaszcza Hanowerczyków: syn Jerzego I był notorycznym kobieciarzem, Fryderyk, książę Walii – po prostu rozpustnikiem.