W Niemczech trwają rozmowy koalicyjne, najpewniej oparte na szczątkowym porozumieniu zawartym jeszcze przed wyborami. Brytyjski rząd przyspiesza, w USA dominuje chaos.
W Londynie powstał zalążek koalicji, która wyśle wojska na Ukrainę i będzie ją wspierać politycznie i zbrojeniowo. Gdy Amerykanie de facto opuścili format Grupy Ramstein, brytyjski premier ogłasza „London Calling”.
Obaj starali się stworzyć wrażenie, że pozostają w znakomitych stosunkach. Jak jednak stwierdził jeden z brytyjskich komentatorów: „opieranie polityki Trumpa na zaufaniu do Putina jest bardzo alarmujące”.
Chciałam nakręcić film o radości i uciesze w placówce, w której teoretycznie nie ma miejsca na zabawę i miłość – opowiada Joy Gharoro-Akpojotor.
Premier Keir Starmer zapewnił, że Londyn wyśle żołnierzy do Ukrainy, „gdyby zaszła taka potrzeba”. Mnożą się pytania o to, czy Wielka Brytania chciałaby i mogła zastąpić Amerykę w nowej architekturze bezpieczeństwa.
Sondowana wielkość ewentualnego europejskiego kontyngentu w Ukrainie to 25–40 tys. żołnierzy, którzy musieliby mieć wsparcie USA m.in. w obronie powietrznej i gwarancje pomocy w razie frontalnego ataku Rosji.
Brexit okazał się klapą, biorąc pod uwagę obietnice jego zwolenników sprzed pięciu lat. Brytyjczycy nie chcą jednak wracać.
Najbogatszy człowiek na świecie chciałby umeblować scenę polityczną (również) Wielkiej Brytanii. Problem w tym, że jego potencjalny partner nie popiera go we wszystkich kwestiach. A łaska Muska na pstrym koniu jeździ.
Właśnie zakończył się jeden z najbardziej burzliwych romansów w historii zachodniej cywilizacji – Brytyjczycy rozwiedli się z węglem.
Brytyjski gwiazdor rozrywki Jeremy Clarkson jest starym, bogatym i doskonale wypadającym w mediach mizoginem. Niedawno podobny do niego antypolityk znów został prezydentem USA.