Archiwum Polityki

Grypa nad Marną

We Francji strajki, bo władze coś kombinują w kwestii zdobyczy socjalnej, jaką jest bez wątpienia trzydziestopięciogodzinny tydzień pracy. Nieważne, o co dokładnie chodzi, bo wiadomo przecież, że jeszcze się taka prawica nie narodziła, która by nie chciała wykiwać ludzi pracy. Polska ledwo zipie, przywalona ciężarem dwustu czterdziestu tysięcy teczek, a zgoła już nie zipnie, kiedy dojdą następne i jeszcze się je pootwiera. W Iraku po „sukcesie demokratycznych wyborów” wszystko wróciło do normy, czyli jest coraz gorzej. W Waszyngtonie zamiast zniesienia wiz dostał prezydent Aleksander Kwaśniewski mapę drogową, tylko nie wiadomo – po Polsce czy po Stanach Zjednoczonych. Jeśli zachodzi ten drugi przypadek, to jest ona do wykorzystania po uzyskaniu wizy. W Chinach postęp: rodzina nie będzie już musiała zwracać kosztów kuli zużytej na rozstrzelanie jej członka. W Togo po śmierci dyktatora Gnassingbe Eyademy władzę objął jego syn Faure. Francja zaprotestowała i zażądała demokratycznych wyborów. Oznacza to, że młody Eyademe nie ma się czego obawiać – tatuś demokratyczne wybory wygrywał bez trudu pięć razy...

A mnie to nic nie obchodzi, ja mam grypę.

Kiedy gorączka odpowiednio wzrośnie, wszystkie nędze tego niewesołego świata stają się człowiekowi wreszcie doskonale obojętne. Zanurzą się natomiast w barwnych wizjach, w których przy dźwiękach cichej, lecz namiętnej, muzyki czarowne hurysy (skąpo ubrane to eufemizm) z kwiatami we włosach na złotych tacach wysadzanych szlachetnymi kamieniami podają mu kryształowe kielichy z boską ambrozją do zapicia dolipranu, przyniesionego przez rajskiego ptaka.

Czegóż ludzie nie wynajdują, żeby osiągnąć stan zbliżony chociażby. Jakieś chemie, jakieś maki.

Polityka 7.2005 (2491) z dnia 19.02.2005; Stomma; s. 98
Reklama