Gdy zastanawiamy się, co zaliczyć do największych wynalazków ludzkości, mało komu przychodzą do głowy tkaniny. Zakładana codziennie koszula, pościel, pod którą śpimy, czapka czy dywan są tak powszechne, że nikt nie myśli o ich genezie. Tymczasem rozwój włókiennictwa to fascynująca podróż przez historię myśli innowacyjnej, technicznych nowinek, a także ewolucji gustów i stylów.
Tkaniny to dla archeologów towar deficytowy, gdyż zachowują się niezwykle rzadko i to najczęściej w niewielkich kawałkach. Tekstylia konserwuje beztlenowe środowisko bagien, piasek pustyni i wieczna zmarzlina. Niestety, w naszym kraju tak doskonałe warunki nie istnieją, dlatego badacze natrafiają na tkaniny najczęściej w kryptach, latrynach średniowiecznych i grobach, w których kawałki tekstyliów przylegały do metali (najlepsze właściwości konserwujące mają tlenki miedzi). Jedwabie dominują w kryptach, wełna – w grobach. Jedne materiały przetrwają w środowisku kwaśnym, a inne w zasadowym, ale wszędzie musi być zachowana stała wilgotność i temperatura. Zawsze też szybciej ulegają rozkładowi tkaniny pochodzenia roślinnego (len i konopie) niż zwierzęcego. I choć nie możemy się pochwalić kompletnym strojem woja gockiego czy suknią słowiańskiej księżniczki, możemy je odtworzyć, gdyż tkanin archeologicznych jest u nas całkiem sporo.
Prosto lub na skos
Początki włókiennictwa sięgają epoki kamienia. Najstarsze zabytki to liczące kilka tysięcy lat mezolityczne sieci do łowienia ptaków i ryb z Niemiec, Danii i Finlandii. Wraz z pojawieniem się rolnictwa i hodowli, rozpoczyna się prawdziwa produkcja tekstyliów z wełny i lnu, wytwarzanych na krośnie pionowym.