Pięć lat później polityczny obraz Austrii jest całkiem inny. Wprawdzie wolnościowa partia Haidera, FPÖ, nadal jest w koalicji z chadekami z ÖVP, ale już jest tylko cieniem samej siebie, a jej watażka znów politykiem lokalnym. Natomiast bezpośrednie wybory prezydenckie w ub.r. wygrał 65-letni socjaldemokrata prof. Heinz Fischer, który już w czasach Kreisky'ego należał do kierownictwa SPÖ i przez wiele lat był przewodniczącym austriackiego parlamentu.
Zapytany, czy unijne sankcje pomogły czy utrudniły Austrii odnaleźć się, prezydent Fischer odpowiada „Polityce” dość powściągliwie: były niezgodne z regułami gry. Objęto Austrię bojkotem na zasadzie sądu kapturowego, bez wysłuchania racji austriackiego rządu. Prezydent cieszy się z literackiego Nobla dla rodaczki Elfriede Jelinek, a zarazem gratuluje Polsce wysokiej lokaty na liście PISA, porównującej poziom szkolnictwa średniego i podstawowego w krajach UE i Kanadzie. Austria tym razem wypadła gorzej niż przed trzema laty...
Czy ubiegłoroczne wybory prezydenckie zapowiadają kolejną zmianę warty w Austrii? Jeśli tak, to warto się przypatrzyć, jak to się dzieje. W końcu my w Polsce również cierpimy na pewne symptomy „austriackiej choroby”. Również naszemu wejściu do Unii towarzyszy wzrost populizmu wśród wpływowej grupy naszych polityków i wynikająca stąd izolacja w UE. A nasza rozsypująca się neosocjaldemokracja? Jakby próbowała przed wyborami prezydenckimi austriackich manewrów personalnych – przesuwa ministra Cimoszewicza na stanowisko marszałka Sejmu.
Od wejścia do Unii Austria przeszła podwójny szok:
otwarcia i zamknięcia. Austriacy przestraszyli się anonimowości i nieprzejrzystości decyzji podejmowanych w Brukseli – przyznaje prezydent Fischer.