Na stronie internetowej prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego t (www. prezydent. pl) można znaleźć niecodzienne wyznanie. W rysie historycznym na temat najnowszych dziejów Polski napisano tam, że wybory parlamentarne w 1993 r. na skutek skłócenia prawicy i mimo zasług Unii Demokratycznej doprowadziły „do zwycięstwa postkomunistów (SLD)”. To bezprecedensowe zdarzenie, by polityk z lewicy, przewodzący zresztą SLD w tymże 1993 r., nazwał się (lub na to zezwolił) „postkomunistą”, które to określenie było dotąd epitetem używanym przez prawicowych polityków. – Nie przypuszczam, by określenie to padło bez konsultacji z prezydentem, a jeśli tak, byłby to strzał samobójczy. Nie wiem, jaki cel mógłby mieć prezydent w sekowaniu samego siebie, chyba że samoumartwianie się jest jakąś nowoczesną metodą osiągania politycznych celów – mówi z uśmiechem Jerzy Dziewulski, polityk SLD, dawniej w PZPR. Wicemarszałek Senatu Ryszard Jarzembowski, który w PZPR był do końca jej istnienia, czego się nie wstydzi, uważa, że może to być prowokacja ze strony prezydenta. – Może odżyła w nim dziennikarska żyłka? – zastanawia się marszałek. – „Postkomunistę” należałoby potraktować podobnie jak słowa „solidaruch” i „komuch”. Powoli zatracają one swoje negatywne zabarwienia. Nie jestem zaskoczony, że prezydent użył tego słowa, świadczy to o jego krytycznym stosunku do przeszłości – uważa prof. Władysław Lubaś z Instytutu Języka Polskiego PAN.