Odpowiesz „przeciw”, powiedzą, że jesteś za Saddamem, to znaczy za Hitlerem czy Stalinem Bliskiego Wschodu. Odpowiesz „za”, powiedzą, że jesteś pachołkiem Jankesów i sługą Izraela. W ferworze dyskusji o wojnie irackiej strony sporu nie przebierają w słowach.
Słynna włoska dziennikarka Oriana Fallaci: „Nienawidzę wojny tak mocno, jak nigdy jej nie znienawidzą pacyfiści spod jasnej czy ciemnej gwiazdy. Ale nie mogę przełknąć obłudnego sloganu: »Wszystkie wojny są niesprawiedliwe, żadna wojna nie jest uzasadniona«. Wielkie nieba, wojna z Hitlerem i Mussolinim była sprawiedliwa” (zob. „Wściekłość, duma i wątpienie”, FORUM 12). Do piekielnego kotła z pacyfistami Fallaci wrzuca „miodoustego i próżnego” prezydenta Chiraca, co chce dostać pokojowego Nobla, a zapomniał o kolaborantach z czasów reżimu Vichy podczas II wojny światowej, kanclerza Schrödera, któremu wygrać wybory pomogło porównanie prezydenta Busha z Hitlerem, wrzuca też Karola Wojtyłę, co „trapi wciąż bliźnich swoim ekumenizmem, uwielbieniem Trzeciego Świata i fundamentalizmem”. Wojtyła to szef „katolickich księży, co w Rzymie są jeszcze bardziej bolszewiccy od komunistów”.
Wojna w Iraku ożywia klisze z czasów zimnej wojny i wcześniejszych. Pacyfiści to w najlepszym razie użyteczni idioci (jak kiedyś intelektualiści zakochani w komunizmie), w najgorszym – świadomi sprzymierzeńcy dyktatury. Tak jakby przeciwnicy interwencji zbrojnej w Iraku byli jeszcze gorszym wrogiem Zachodu niż satrapa Saddam. Tymczasem pacyfizm jest tworem myśli zachodniej, ma długą tradycję, wybitnych przedstawicieli (przejrzyjcie listę pokojowych noblistów) i nie da się łatwo zaszufladkować.
Pokój ponad podziałami
Dzisiaj na wielotysięczne marsze przeciwko wojnie w Iraku przychodzą najróżniejsi ludzie.