Archiwum Polityki

Wyrokowiec

Opowieść o tym, jak Bartłomiej Kwak znalazł się za kratami, jak go tam wychowywano i dlaczego resocjalizacja niezupełnie się udała.

Głos w słuchawce: – Wie pan, co z człowieka robi pobyt w więzieniu? Życie mu łamie! Za kraty trafiłem 3 lata temu. Miałem wtedy dokładnie 17 lat, 3 miesiące i 11 dni. Boję się, że już stąd nigdy nie wyjdę.

Głos należy do człowieka, który nazywa się Bartłomiej Kwak i ma dokładnie 20 lat, 4 miesiące i 1 dzień. Siedzi w Areszcie Śledczym w Zabrzu. Widzenia we wtorki, soboty i niedziele od godz. 8 do 14.

Jak wpaść w nałóg ucieczkowy

Zanim Bartłomiej Kwak dostał się za kraty, był przeciętnym małoletnim blokersem z Tychów. Nie czytał książek, w telewizji oglądał co leciało. Tata był kiedyś górnikiem, potem pojechał do Niemiec, potem wrócił i poszedł na bezrobocie. Mama pracuje w banku i w pośrednictwie ubezpieczeniowym, ale o mamie Bartłomiej nie chce rozmawiać, bo ma do niej żal. Generalnie o swoich rodzicach nie wie zbyt wiele. Na przykład jakie tata i mama mają wykształcenie.

O swoje wykształcenie też dotychczas nie dbał. Tuż przed aresztowaniem formalnie uczył się na kucharza w zawodówce w Trzebini. Ale tak naprawdę to się nie uczył, bo miał L-4, chociaż choroba nie była obłożna. A wcześniej ósmą klasę skończył w ośrodku wychowawczym. Trafił tam, jak twierdzi, z powodów rodzinnych. Po prostu wpadł w nałóg ucieczkowy, pryskał z domu. Policja go łapała, przyprowadzała, a on znowu pryskał. Więc wsadzili go do ośrodka, stamtąd też uciekał, ale rzadziej.

Tata Bartłomieja ma do siebie żal, że w porę nie przewidział, iż syn pójdzie w złą stronę. – To nie był głupi dzieciak – mówi. – Ale miał jakąś skazę w charakterze. Wychowaniem zajmowała się mama. Zdarzało się, że musiała mu przyłożyć, wtedy biegł do ojca. – Donosił mi na żonę, próbował nas skłócać. Ja ganiałem za robotą, ale znajdowałem czas na wyprawy w góry.

Polityka 14.2003 (2395) z dnia 05.04.2003; Społeczeństwo; s. 90
Reklama