Jak się okazuje, ogólna sytuacja w partii i na świecie miała wpływ na decyzję posła Jana Chaładaja, który głosował za nieobecnego kolegę z klubu SLD. Fragment szczerych wyznań w „Trybunie”: „Przyjechaliśmy »napakowani« konferencjami wojewódzkimi, Irakiem. Prawica chciała odłożenia głosowania. Cuda, wianki, czekanie. To był syndrom ogólnego absmaku, który miałem. Po kilkudziesięciu latach działalności w partiach dałem dupy”.
Przewodniczący sejmowej komisji śledczej Tomasz Nałęcz był wśród gości, którzy zrzucali się na „Kossaka” dla prezydenta Kwaśniewskiego, a jak do tego doszło – opowiada w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”: „Kiedy pierwszy raz byłem zaproszony do prezydenta, to wziąłem – jak każdy normalny człowiek – butelkę koniaku pod pachę i kwiaty. Zobaczyłem, że goście się dzielą na tych, którzy przychodzą z kwiatami i jakimś indywidualnym prezentem, oraz na tych, którzy przychodzą z niczym. Zapytałem, w czym tkwi tajemnica. Dowiedziałem się, że bywalcy u prezydenta składają się na prezent. Wobec tego zadeklarowałem, że ja też się bardzo chętnie złożę w przyszłym roku”.
W czasie sejmowej debaty poprzedzającej głosowanie wniosku opozycji o odwołanie wicepremiera i ministra infrastruktury Marka Pola kwieciście przemawiał poseł Ludwik Dorn z Prawa i Sprawiedliwości, który najpierw porównał Pola do krewetki koktajlowej, a następnie stosował kolejne wyszukane garmażeryjne porównania: „Jestem zdziwiony, bo to przecież nie swojego rodzaju figlarnie zakręcony świński ogonek na zadzie roztytego SLD-owskiego knura, czyli UP, będzie głównym płatnikiem za wyczyny Marka Pola.