Archiwum Polityki

Wypędzeni z raju

Jak Saddam Husajn osuszył biblijne mokradła na południu Iraku.

Chłopak w mocno wyświechtanym wojskowym drelichu przewiesił kałasznikowa przez ramię i uśmiechając się przyjaźnie poprosił o kubek wody. Powiedział, że ma na imię Ali. Po co tu stoi? Ano, służbę pełni. Jemu akurat przypadło pilnowanie raju. Do wojska wzięli go z Czibajisz – małej wioski w samym środku rozlewisk nad Eufratem. Trochę ponad pół godziny samochodem. Pewnie, że nie chciał. Ale jak mus, to mus. Śmiali się, że jedzie do raju. Tylko co to za raj! Jedno drzewko. W Czibajisz to jest dopiero raj! Tyle ptactwa w całym Iraku nie uświadczysz; pelikany, dzikie kaczki, bociany, czaple, kuropatwy, przepiórki, kanarki. W Eufracie woda błękitna, ryb zatrzęsienie. Wszędzie trzcina – na trzy metry wysoka. Chociaż żyje się niebogato, ale za to jak pięknie!

Drzewko jujuby

Była późna wiosna 1980 r. w Al-Qurna, w południowym Iraku. Wówczas jeszcze do raju mógł dostać się właściwie każdy. Wystarczyło wsiąść w jeden z zatłoczonych autobusów odjeżdżających z Bagdadu na południe, by po siedmiu, ośmiu godzinach jazdy stanąć w samym środku biblijnego Edenu. Tam gdzie Eufrat i Tygrys, które u zarania dziejów zraszały rajskie ogrody, łączą się w jeden nurt Shatt Al-Arab. Jak daleko sięga pamięć ludzka, właśnie w tym miejscu rosło zawsze drzewko jujuby (ziziphus jujuba) o słodkawych, drobnych jak oliwki owocach. Zanim ze starości zaczęło usychać, wsadzano tuż obok nową szczepkę, by trwało wiecznie, otaczane szczególną czcią i opieką jako drzewo Adama – praojca ludzkości. Drzewo poznania dobrego i złego, pod którym, jak głosi arabsko-angielski napis, modlił się Abraham, kiedy z odległego o ponad sto kilometrów Ur wyruszył w swą patriarszą wędrówkę.

Polityka 11.2003 (2392) z dnia 15.03.2003; Świat; s. 54
Reklama