Pani Irena z Bystrej Podhalańskiej pod Jordanowem była starą i samotną kobietą, ale na tyle zamożną, że stać ją było na regularne zatrudnienie złotej rączki, fachowca, który naprawi i płot dziurawy, i cieknącą rurę.
Dwa lata temu ktoś ją udusił. Podejrzenia policji skierowały się na Mariana R., murarza, tynkarza i w ogóle fachowca. Może dlatego, że nie miał pieniędzy, za dużo pił, a może dlatego, że w przeszłości zbyt często bił żonę.
Dwa włosy
Ale R. miał początkowo alibi. Zarzekał się, że dzień zabójstwa przesiedział w towarzystwie Stanisława D., bardzo dobrego kolegi. Wszystko skomplikowała kobieta Stanisława. Zeznała policjantom, że mężczyźni wcale w swoim towarzystwie nie siedzieli, bo gdzieś wyszli. Gdzie konkretnie – i konkubina D., i policjanci mogli się tylko domyślać.
Wkrótce potem na ubraniu uduszonej staruszki znaleziono dwa włosy, które, jak orzekli biegli, mogły należeć do Mariana R. Fachowca i jego bardzo dobrego kolegę (oskarżonego o współudział w zbrodni) wsadzono do aresztu. Przesiedzieli w nim równe 24 miesiące.
W tym samym czasie, na etapie postępowania przygotowawczego, Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu przesłuchała Bolesława B., księdza proboszcza z parafii w Jordanowie. Ksiądz wyraził jedynie pogląd, że jego parafianin Marian R. nie byłby w stanie nikogo zabić. W czasie procesu proboszcz przez wiele miesięcy, mimo wezwań, nie pojawiał się na sali rozpraw. Przed krakowskim Sądem Okręgowym nieoczekiwanie stawił się dopiero w lutym 2003. I równie nieoczekiwanie wpłynął na dalsze losy Mariana R.
Ksiądz zeznał, że wkrótce po zabójstwie pojawił się u niego krewny uduszonej staruszki w towarzystwie żony i teścia. Był pijany, bełkotał i płakał. Wreszcie wydusił z siebie, że chciałby wyznać Bogu, iż „poszarpał” bogatą ciotkę, po czym zostawił ją w jej domu bez oznak życia.