Archiwum Polityki

Kasztany z placu Pigalle

Nie ukrywam, że chociaż to poniekąd konkurencja, bardzo lubię i cenię tygodnik „Przegląd”. Świetne felietony Krzysztofa Teodora Toeplitza, Bronisława Łagowskiego czy Piotra Kuncewicza, bezkompromisowe i zaczepne manifesty Aleksandra Małachowskiego, demaskatorski „Notes dyplomatyczny”. Konsekwentna i czytelna linia ideowa. Ale właśnie, właśnie... W tej ostatniej mierze, przyznać muszę z przykrością, nagle straciłem pewność. Spowodował to artykuł Macieja Basiewicza „Francuskie »nie« dla bandytów”. Sam tytuł zawiera już istotne nadużycie. Bo jeśli ktokolwiek mówi „nie” bandytom, jesteśmy oczywiście zachwyceni i skłonni go z góry popierać. Już jednak czytając Basiewicza nabierać zaczynamy niejakich wątpliwości co do owego zagrożenia dla „bandytyzmu”. Pisze on otóż: „Obowiązujące od lutego tego roku tzw. prawo Sarkozy’ego przewiduje m.in. wysokie kary za jakiekolwiek obelgi i groźby kierowane pod adresem żandarmów i policjantów, ale także pod adresem np. dozorców czy nauczycieli. Za grożenie śmiercią (co należało kiedyś do zwyczaju francuskich młodocianych bandytów) można obecnie otrzymać pięć lat więzienia. Odpowiednie przepisy zabraniają też (pod karą aresztu) zbierania się młodym chuliganom na klatkach schodowych i przed blokami osiedlowymi. Inne przepisy pozwalają policjantom na przeszukiwanie bagażników samochodowych, jeśli istnieje choćby cień podejrzenia, że może być tam ukryty łup pochodzący z przestępstwa, a także przeprowadzanie rewizji w mieszkaniach w podobnych sytuacjach...”. Rozważmy po kolei. Nikt nie pochwala znieważania funkcjonariuszy. Było ono zresztą karalne i przed lutym 2003 r. Zaostrzenie przepisów ma tu natomiast cokolwiek jednostronny charakter.

Polityka 10.2003 (2391) z dnia 08.03.2003; Stomma; s. 106
Reklama