Archiwum Polityki

Odwieszona toga

22 lutego, w wieku 61 lat, zmarł po okrutnej i długotrwałej chorobie Lech Falandysz. Profesor prawa karnego, słuchany pilnie przez studentów wykładowca uniwersytecki (ostatnio także rektor prywatnej szkoły wyższej) i adwokat, biegły w rzemiośle dziennikarskim felietonista („Tygodnik Solidarność”, a następnie „Wprost”) i polityk, czuły ojciec rodzinnej gromadki, dla przyjaciół i znajomych bon vivant, człowiek pełen uroku, fantazji i talentów towarzyskich – oto szkic Jego portretu.

Lech Falandysz przez znaczną część kadencji prezydenta Lecha Wałęsy zajmował wielce znaczące stanowisko szefa jego kancelarii. Dla Wałęsy zachował do końca życia podziw i lojalność. Dlaczego zrezygnował z tego eksponowanego stanowiska, do dziś nie wiemy. To ta lojalność właśnie, sądzę, nakazywała mu dyskretne milczenie.

Opinia publiczna surowo oceniała i ocenia tzw. falandyzację prawa, czyli jego dowolną i zręczną interpretację, z zachowaniem wszelkich pozorów rzetelności formalnoprawnej. Ale zapewne właśnie ten podziw dla prezydenta i jego historycznych zasług kazały gorączkowo i usilnie szukać jego naczelnemu prawnikowi wyjścia formalnego z każdej kłopotliwej urzędowej sytuacji. Można nie zgadzać się z tą metodą, ale trudno zaprzeczyć, że w świecie prawniczym do wyjątków ona nie należy. Tak nas wychowują w tym zawodzie.

Przez ostatnie miesiące Lech zniknął z łam czasopism i z sal sądowych, z telewizji i towarzyskich spotkań – i to zapowiadało już najgorsze. Nie ma dobrych słów na pożegnanie. Powiem więc tylko, że Polska straciła kogoś barwnego, utalentowanego i dzielnego. Niewielu takich ludzi można spotkać.

Stanisław Podemski

Polityka 9.2003 (2390) z dnia 01.03.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 13
Reklama