Stanisław K. za okrutny gwałt połączony z morderstwem odsiedział piętnaście lat. Wyszedł z więzienia przedterminowo za dobre sprawowanie. Trzy tygodnie później popełnił taki sam czyn. W tej sprawie wszyscy wypełnili należycie swoje obowiązki. Organa ścigania ujęły K. dość szybko i przedstawiły niepodważalny akt oskarżenia. Sąd wydał zgodny z prawem i swoim sumieniem wyrok. Tyle tylko że cała ta procedura nie doprowadziła do niczego. Nie udało się ani zmienić sprawcy przestępstwa, ani uchronić społeczeństwa przed kolejną tragedią. Można zatem zapytać, jaki sens ma działanie wymiaru sprawiedliwości, które nie przynosi pożytku? Mądry Seneka pisał: „Nikt rozsądny nie karze dlatego, że popełniono przestępstwo, lecz po to, aby go nie popełniano”.
Efektywność kar jest – jak można sądzić – jednym z podstawowych problemów wymiaru sprawiedliwości. Widać to chociażby, gdy idzie o postępowanie wobec nieletnich i małoletnich sprawców przestępstw. Wedle kodeksu karnego, wymierzając takiej osobie karę, sąd ma starać się przede wszystkim, by oddziaływać na nią wychowawczo. Stąd ograniczone są możliwości stawiania przed normalnym trybunałem, a jeśli już do tego dojdzie, obowiązuje zasada ferowania wyroków o 1/3 niższych niż w stosunku do dorosłych. W praktyce orzeka się wzmożony dozór opiekuńczy ze strony rodziców i kuratorów, umieszczenie w ośrodkach wychowawczych, a jedynie w najbardziej drastycznych przypadkach – więzienie.
– Obciążenie wymiaru sprawiedliwości tego rodzaju sprawami jest tak wielkie, że w pewnej mierze przestał on wykonywać swoje zadania – przyznaje rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll. – Sędziowie odstępują w praktyce od orzekania kar umieszczenia sprawców w zakładach poprawczych, bo jest w nich taki tłok, że nikt więcej się nie zmieści.